Tragiczny wypadek w centrum Wrocławia. Jedna osoba zginęła po tym, jak autobus linii numer 132 staranował przystanek na placu Jana Pawła II. Rannych zostało pięć osób. Ich życiu - na szczęście - nie zagraża niebezpieczeństwo. To pasażerowie, którzy czekali na przystanku oraz osoby jadące autobusem. Akcja ratunkowa trwała kilka godzin.

Ofiara śmiertelna to mężczyzna w wieku około 50 - 60 lat, który został przyciśnięty przez autobus do ściany przystanku. Aby wyciągnąć go spod pojazdu, trzeba było sprowadzić specjalny dźwig. Służby, które dotarły na miejsce, musiały rozciąć autobus, aby sprawdzić, czy we wraku nie ma ewentualnych rannych.

Poszkodowany został także kierowca autobusu, w ciężkim stanie trafił do szpitala. Trzeba było go wyciągać z kabiny, w której został zakleszczony. Prawdopodobnie zasłabł za kierownicą. Tuż przed tym - jak zabrało go pogotowie - powiedział, że nie pamięta co się stało. Mężczyzna ma około 60 lat. We wrocławskim MPK pracował od czterech lat. Regularnie przechodził badania lekarskie.

Pojazd został zniszczony, ma rozbitą przednią szybę. Zniszczona jest również wiata przystankowa. Grupa ratownictwa chemicznego przez kilkadziesiąt minut zabezpieczała paliwo, które wylało się z uszkodzonego pojazdu.

Jak zapewnia przewoźnik, autobus był sprawny technicznie. W kwietniu przeszedł aktualne badania techniczne, rejestracyjne. Oczywiście przyczyny będą badane przez biegłych, będą wyjaśniane wszelkie okoliczności tej sprawy - zapewnia Agnieszka Korzeniowska z wrocławskiego MPK.

Był huk, zgrzyt metalu, bo autobus jechał. Wjechał w wiatę. Skasował wiatę, skasował kawałek barierki i się zatrzymał. Część osób odskoczyła, a mężczyzna, który zginął, nie zdążył i znalazł się pod kołem autobusu. Kierowca wysiadł, był w szoku. Nie wiem, co się stało. Powiedział, że zasłabł, po czym został wzięty do karetki na nosze - opowiadali świadkowie wypadku w rozmowie z reporterką RMF FM.