W przyszłym tygodniu zacznie obowiązywać unijna dyrektywa o czasie pracy lekarzy. Medycy będą mogli pracować tylko 48 godzin w tygodniu, chyba że wyrażą pisemną zgodę na większą liczbę dyżurów. Jednak lekarze nie zamierzają się na to zgadzać, jeśli nie otrzymają wyższych pensji.

Największych problemów po 1 stycznia mogą spodziewać się przede wszystkim mieszkańcy małych miejscowości, gdzie jest wyłącznie jeden szpital, który nie ma dostatecznej liczby lekarzy do zabezpieczenia 24-godzinnych świadczeń. W lepszej sytuacji są mieszkańcy dużych miast. Im większe miasto, im więcej ma szpitali, tym mamy większe prawdopodobieństwo, że w którymś ze szpitali znajdziemy pomoc - mówi Jarosław Rosłon, dyrektor szpitala w Międzylesiu.

Innego zdania jest minister zdrowia, która apeluje by nie straszyć pacjentów. Ewa Kopacz zapewnia, że po Nowym Roku w szpitalach lekarzy nie zabraknie. Na dowód przytacza sytuację na Mazowszu, gdzie kontrakty miało podpisać 95 procent szpitali powiatowych.

Sytuacja przedstawia się jednak kiepsko. Co gorsza, tego, jaki będzie finał szpitalnych negocjacji, dowiemy się w praniu, czyli już po Nowym Roku. Wygląda na to, że w tym przypadku mądrość: „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” się nie sprawdzi. Szkoda, że ten trzeci to niestety polski pacjent.