Tuż przed Nowym Rokiem drogowcy oddali do użytku węzeł Łopuszańska w Warszawie. Opóźniona o pół roku inwestycja miała odkorkować między innymi Aleje Jerozolimskie. W rzeczywistości cały czas jest jednak placem budowy.

W wielu miejscach drogowcy nie zdążyli jeszcze wylać asfaltu. Dlatego między zjazdami z węzła a sąsiednimi jezdniami są wyraźne różnice poziomów. Ubytki są też przy niektórych studzienkach kanalizacyjnych. Jadąc węzłem można odnieść wrażenie, że ostatnia warstwa asfaltu zostanie dopiero położona. W wielu miejscach jest po prostu bardzo nierówno.

Nie dokończono również chodników, które urywają się w połowie drogi. Spacerując jednym z nich, docieramy do stojącej koparki, co nasz reporter uwiecznił na zdjęciu.

Sporo do życzenia pozostawia też oznakowanie przed wjazdami na węzeł. Nowych, pionowych znaków jeszcze nie ma. Poziome są, ale sprzed otwarcia inwestycji. Żółte linie dezorientują kierowców.

Kierowcy nie mogą natomiast uwierzyć, że węzeł, na którym roi się od biało-czerwonych pachołków, jest oddany do użytku. Mówili naszemu reporterowi, że nadal panuje tam gigantyczny bałagan i na pewno nie jest jeszcze skończony.

Zarząd Miejskich Inwestycji Drogowych bije się w pierś i przyznaje, że mimo otwarcia pozostały jeszcze prace wykończeniowe. Między innymi po naszej interwencji urzędnicy będą domagać się od wykonawcy szczegółowego sprawozdania na temat prac, które trzeba jeszcze wykonać. Urzędnicy zamieszanie zrzucają także na sąsiednią inwestycję - Węzeł Salomea. Ten nadal powstaje, a place budowy nachodzą na siebie.

Węzeł Łopuszańska miał być oddany w maju 2011. Termin kilkakrotnie przekładano, głównie ze względu na niekorzystne warunki pogodowe. Ostatnio, otwarcie węzła opóźniała administracja. Ponad miesiąc czekano na wydanie pozwolenia na użytkowanie przez nadzór budowlany. Inwestycja kosztowała około 160 mln zł.