Kilkunastu nauczycieli z Warszawy wykorzystało fakt, że w umowach za sprawdzanie prac maturalnych rubryka z wysokością wynagrodzenia została pusta. Zamiast kwoty przyznanej przez ministra wpisali nawet 5 razy tyle.

Sumy wynagrodzenia - 10 złotych za ocenę jednej pracy - mieli wpisać szefowie zespołów egzaminacyjnych. Jeden z nich tego nie zrobił. W tej chwili dyrektor komisji okręgowej w Warszawie sprawdza dlaczego.

Widząc te puste pola, jeden z nauczycieli wpadł na pomysł, by je uzupełnić – mówi Anna Frenkiel. Inni to podchwycili. Niektórzy egzaminatorzy powpisywali sobie nawet 50 złotych.

Część z nich – jak tłumaczy – potraktowała jako żart. Wszak nauczyciele znali wysokość wynagrodzenia; przystali na nie. Teraz jednak nie dość, że muszą odwiedzić siedzibę okręgowej komisji i pobrać nowe umowy, to jeszcze muszą się liczyć z tym, że nikt w przyszłości nie powierzy im sprawdzania prac.

Zachowali się jak naiwne dzieci i na razie tylko oni mogą ponieść tego konsekwencje; minister edukacji sprawą się nie zajmuje.