W rejon Kowarskiego Grzbietu w Karkonoszach wyruszyła dziś grupa, która będzie próbować złapać... lamę. Zwierzę uciekło 3 miesiące temu z rancza niedaleko Karpacza. I choć dolnośląskie góry to nie Andy, samiec zadomowił się tam na dobre.

Wrócił sobie w wysokie góry i jakby pamięta o tym, że jego geny są z wielkich gór, z And. I on tam sobie radzi, ale my nie radzimy sobie ze sprowadzeniem go na dół. On nawet jak z ręki zje jabłko, to nie znaczy, że się da go złapać. Dałem już nagrodę 500 złotych za złapanie go. Ale nie daje to żadnego efektu. Panowie przyszli po uwiązy i kagańce. Niestety nie da się tego założyć. Spróbujemy zrobić większą akcję - mówi Jerzy Pokój, właściciel rancza.

To właśnie jego pracownicy wspólnie z pracownikami Karkonoskiego Parku Narodowego podejmą dziś próbę złapania lamy. Akcja nie będzie łatwa... zwierzęcia nie da się na przykład uśpić i znieść.

Mamy nawet człowieka, który ma karabin do usypiania. Ale tam jest wąziutka ścieżka. Jak tam go uśpimy w wysokich górach, nie ma żadnych szans żeby go przetransportować po tym stronnym zboczu. Po łące jakby był koc, to można by było pociągnąć. Tam to się nie da. To jest kosodrzewina i kamienie nie pozwolą na coś takiego - podkreśla Jerzy Pokój.

Samica, która uciekła wraz z przebywającym w górach samcem, została wcześniej zagoniona do zagrody. Była jednak dużo niżej - w rejonie Budnik. Samiec przemieścił się wyżej na wysokość 1200-1300 m n. p. m. Jak zapewnia jego właściciel zwierzę nie jest niebezpiecznie dla ludzi.

Jeżeli nie uda się go dziś złapać będziemy czekali, aż tam w górach woda zamarznie i on musi zejść niżej - przekonuje Jerzy Pokój.

Opracowanie: