Zwolnienie bez wypowiedzenia ordynatora oddziału ginekologii szpitala w Starachowicach, po tym gdy pozostawiona bez opieki w placówce kobieta rodziła martwe dziecko na podłodze, nastąpiło z naruszeniem przepisów – uznał we wtorek sąd, zasądzając odszkodowanie na rzecz lekarza. Wyrok jest nieprawomocny. Przypomnijmy, na początku listopada do szpitala w Starachowicach zgłosiła się kobieta w ósmym miesiącu ciąży, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka. Zdiagnozowano, że nie żyje. Według relacji pacjentki i jej męża, na które powołują się media i co potwierdzają wstępne ustalenia prokuratury, gdy rozpoczęła się akcja porodowa, kobiecie nie udzielono pomocy. Pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal.

Zwolnienie bez wypowiedzenia ordynatora oddziału ginekologii szpitala w Starachowicach, po tym gdy pozostawiona bez opieki w placówce kobieta rodziła martwe dziecko na podłodze, nastąpiło z naruszeniem przepisów – uznał we wtorek sąd, zasądzając odszkodowanie na rzecz lekarza. Wyrok jest nieprawomocny. Przypomnijmy, na początku listopada do szpitala w Starachowicach zgłosiła się kobieta w ósmym miesiącu ciąży, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka. Zdiagnozowano, że nie żyje. Według relacji pacjentki i jej męża, na które powołują się media i co potwierdzają wstępne ustalenia prokuratury, gdy rozpoczęła się akcja porodowa, kobiecie nie udzielono pomocy. Pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal.
Szpital w Starachowicach, w którym doszło do tragedii /Piotr Polak /PAP

W związku ze sprawą dyrektor szpitala Grzegorz Fitas zdecydował o rozwiązaniu umowy z ośmioma osobami, które dyżurowały, gdy kobieta rodziła. To ordynator, lekarka rezydentka i sześć położnych - w tym oddziałowa - pracujące tego dnia na oddziale.

Byli pracownicy złożyli pozwy do sądu pracy. Położne uznające, że kierownictwo placówki niesłusznie zastosowało wobec nich odpowiedzialność zbiorową, domagały się przywrócenia do pracy i zasądzenia wynagrodzenia za czas przebywania bez pracy. Lekarze wnieśli o odszkodowania w wysokości miesięcznego wynagrodzenia za zwolnienie z pracy bez wypowiedzenia.

Sprawa byłych pracowników szpitala rozpatrywana jest od lutego

Od lutego starachowicki sąd rozpatruje sprawy byłych pracowników lecznicy. We wtorek ogłosił wyrok dotyczący byłego ordynatora oddziału. Po przeprowadzeniu postępowania dowodowego Sąd Rejonowy w Starachowicach ustalił, iż rozwiązanie z powodem umowy o pracę bez wypowiedzenia nastąpiło z naruszeniem przepisów o rozwiązywaniu umów w tym trybie - poinformowała rzecznik prasowa Sądu Okręgowego w Kielcach, Monika Gądek-Tamborska.

Na mocy wyroku, szpital ma wypłacić byłemu ordynatorowi 11,5 tys. zł odszkodowania wraz z ustawowymi odsetkami i kosztami procesu. Sąd nadał wyrokowi rygor natychmiastowej wykonalności.

Lekarz kierował odziałem ginekologii w starachowickiej lecznicy od 2014 r. Po tym gdy go zwolniono, w pozwie do sądu pracy wskazał, że przyczyny na jakie powoływał się pracodawca w oświadczeniu o rozwiązaniu z nim umowy, są "nieprawdziwe, pozorne i ogólne".

Podkreślił, że sytuacja z listopada miała miejsce dwie godziny po zakończeniu przez niego pracy w dniu, kiedy kobieta rodziła. Zaznaczył też, że kontrola, jaką po zdarzeniu na polecenie ministra zdrowia w szpitalu przeprowadził konsultant wojewódzki ds. położnictwa i ginekologii, nie wykazała błędów medycznych. Były ordynator wskazał też, że dyrekcję lecznicy od 2009 r. regularnie informowano o konieczności zatrudnienia położnych na oddziale, w celu zapewnienia należytej opieki pacjentom.

Szpital, który wznosił o oddalenie powództwa wskazał, że lekarz, jako kierownik oddziału ponosił odpowiedzialność za poziom leczenia chorych w jednostce, która mu podlegała i za jej sprawne funkcjonowanie. Zdaniem pracodawcy, błędem powoda był w szczególności taki dobór kadry medycznej i takie ustalenie dyżurów, że jedynym dyżurującym 2 listopada lekarzem na oddziale, był rezydent.

Przed sądem pracy nadal toczą się postępowania dotyczące trzech innych zwolnionych pracowników lecznicy: lekarki rezydentki oraz dwóch położnych - byłej oddziałowej i szefowej związku zawodowego pielęgniarek i położnych w starachowickim szpitalu. Rozprawy zaplanowano na koniec sierpnia.

Trzy położne porozumiały się z pracodawcą

W kwietniu i w maju trzy inne zwolnione ze szpitala położne doszły do porozumienia z pracodawcą - miały wrócić do pracy w lecznicy na dotychczasowych stanowiskach. Z kolei na początku czerwca sąd ogłosił wyrok w sprawie czwartej położnej, dyżurującej bezpośrednio przy rodzącej pacjentce - uznał, że jej zwolnienie było zasadne i oddalił powództwo o przywrócenia do pracy.

Zdaniem byłych pracownic, popieranych przez związek zawodowy, dyrekcja zastosowała wobec nich odpowiedzialność zbiorową - oddział położniczo-ginekologiczny zajmował dwie kondygnacje szpitala, a położne, przypisane do konkretnych odcinków pracy na oddziale, nie mogły ich opuszczać. Nie wszystkie pracownice wiedziały, co się działo w części oddziału zajmującej się patologią ciąży.

Na początku roku lokalne media podawały, że lekarze zwolnieni ze starachowickiego szpitala znaleźli zatrudnieni w lecznicy w innym powiecie woj. świętokrzyskiego.

Prokuratura prowadzi postępowanie w związku z narażeniem zdrowia i życia kobiety

Prokuratura Rejonowa w Starachowicach prowadzi postępowanie w związku z narażeniem pokrzywdzonej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jak wynika z protokołu sekcji zwłok dziecka, nikt nie przyczynił się do jego śmierci - śmierć płodu nastąpiła, zanim kobieta zgłosiła się do szpitala.

Starachowicki szpital kontrolował Świętokrzyski Oddział Wojewódzki Narodowego Funduszu Zdrowia. Wykazano, że liczba lekarzy i położnych na oddziale w czasie, gdy pozostawiona bez opieki kobieta rodziła na podłodze martwe dziecko, była zgodna z przepisami. Postępowanie wyjaśniające w sprawie porodu podjął Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej.

Kontrolę w szpitalu przeprowadził też - na polecenie ministra zdrowia - wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa. Jak mówił w połowie listopada minister Konstanty Radziwiłł, wszystko wskazuje na to, że w szpitalu w Starachowicach nie popełniono istotnego błędu medycznego, a "zawiodły przede wszystkim sprawy dotyczące relacji" - zabrakło empatii i komunikacji między ludźmi.

APA