Medycy próbujący ratować chorych znajdujących się w stanie śpiączki i skarżą się na swych kolegów, lekarzy - transplantologów. Ci wywierają na nich naciski, by jak najszybciej uznali stan śmierci mózgowej pacjenta - wynika z artykułu w "Naszym Dzienniku".

O co chodzi? - najkrócej: im szybciej śmierć zostanie stwierdzona, tym większe szanse pobrania od zmarłego organów do przeszczepu.

Relacjonując konferencję naukową w Uniwersytecie kard. Stefana Wyszyńskiego, poświęconą "pacjentom wyklętym" (tak osoby będące w śpiączce określa prof. Jan Talar, któremu udało się z tego stanu wyprowadzić już ponad tysiąc osób), gazeta cytuje m.in. dr Izabellę Stępkowską z UM w Lublinie:

Pojęcie "śmierci mózgowej" wprowadzono, by stworzyć wrażenie, że chodzi rzeczywiście o "śmierć". Tymczasem jest to nazwa przyjętego w przepisach zespołu objawów, który do tego ulega zmianom i jest dość niejasny. Parcie transplantologów powoduje, że kryteria zamiast wraz z rozwojem metod ratowania ludzi zaostrzać się, są systematycznie łagodzone.


Zamiast komentarza, dodajmy jeszcze jedno stwierdzenie z tego artykułu: W ramach procedury śmierci mózgowej wykonuje się tzw. próbę bezdechu, do tego stopnia obciążającą organizm, że sama może przyczynić się do zgonu pacjenta w ciężkim stanie.

Więcej na ten temat w najnowszym "Naszym Dzienniku".

(mal)