Dyrekcja kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu ostrzega protestujących górników, że jeśli nie przerwą podziemnego protestu, mogą zostać zwolnieni z pracy. Akcja trwa już ponad dobę. Na powierzchnię nie wyjechało ponad 160 górników. Protestujących - którzy żądają wypłaty zaległych pensji - na powierzchni wspierają rodziny. W związku z sytuacją w kopalni premier Ewa Kopacz spotkała się dzisiaj z wojewodą śląskim Piotrem Litwą. W kopalni wstrzymano wydobycie.

Żony górników z Kazimierza-Julisza pojechały do Katowic. Chcą osobiście usłyszeć od wojewody, jaki jest efekt rozmów z panią premier. Inne żony górników udaremniły też próbę przejęcia przez komornika części majątku kopalni. Nie pozwoliłyśmy mu na to, dlaczego miałyśmy pozwolić? Gdzie jest nasza pensja, wypłaty naszych mężów? Nasi mężowie przepracowali cały miesiąc, drugi miesiąc też pracują i gdzie są pieniądze. Codziennie przyjeżdża tu kilku komorników, każdy bierze to, co do niego należy, a my zostajemy za każdym razem z niczym, nam się tłumaczy, że dla nas już nie ma - tłumaczyły zdesperowane kobiety.

W kopalni wstrzymano wydobycie węgla. Taką decyzję podjęła dyrekcja zakładu - wbrew protestującym górnikom, którzy chcą pracować. Władze kopalni tłumaczą swój krok względami bezpieczeństwa. Górników, którzy zjechali pod ziemię dzisiaj na rannej zmianie jest za mało, żeby prowadzić teraz wydobycie. Część protestujących chciała co prawda do nich dołączyć, ale ponieważ niektórzy z górników są już ponad dobę pod ziemią, dyrekcja uznała, że mogą być teraz zbyt zmęczeni, żeby wydobywać jeszcze węgiel i stąd decyzja o wstrzymaniu wydobycia. Pracownicy porannej zmiany mają wykonywać dziś inne podziemne prace.

Jak informuje reporter RMF FM, kopalniana cechownia jest pełna ludzi. Są górnicy, są ich rodziny. Spędzili tu noc, stojąc, chodząc lub siedząc na twardych drewnianych krzesłach. Jak mówią, nie zamierzają stąd odchodzić. Zapłaciliśmy rachunki z pierwszej raty wypłaty, marnej bo marnej, i nie mamy po prostu za co żyć dalej. Pieniędzy nie ma, mamy tylko obietnicę, że jak będą, to dostaniemy, ale dokąd mamy czekać? Co mamy robić? - mówi żona jednego z protestujących. W cechowni powstał też prowizoryczny punkt żywieniowy. Okoliczni mieszkańcy przynoszą protestującym jedzenie i picie.

"Nie kupiłem dziecku książek do szkoły, bo mnie nie stać"

Protestujący mówią, że nie mają już nic do stracenia, dlatego mimo że dyrekcja ostrzega ich, iż mogą zostać bez pracy, nie zamierzają przerywać akcji. Niech sobie pan wyobrazi - mam dziecko, które jest w szkole, nawet nie kupiłem żadnych książek, bo mnie nie stać, a trzeba popłacić mieszkania, wszystko. Poszedłem do szkoły i powiedziałem - mówi jeden z górników. Czego my chcemy? Chleba chcemy - dodaje inny. Jak mają ludzie wytrzymać, gdy nie mają pensji, nie mają nic na kontach, rachunki niepopłacone. Niektórzy mają zero na kontach albo 6 złotych. Niech sobie pan wyobrazi życie za 6 złotych - usłyszał reporter RMF FM od protestujących.

Na dole cały czas czuwają dwa zastępy ratowników, a wszyscy protestujący są w jednym miejscu. Koledzy są w jednym miejscu, w bezpiecznym miejscu - w chodniku z tzw. świeżym prądem powietrza, czyli w miejscu, w którym nic im nie grozi - mówią górnicy.

Kopalnianą windą pod ziemię zwożone jest jedzenia. Górnicy proszą też o gazety i koce, bo podziemne powietrze jest wilgotne. Część z nich jest tam już całą dobę, ale wyjeżdżać nie zamierzają.

Górnicy domagają się przedłużenia działania kopalni, wypłaty zaległych wynagrodzeń i uregulowania kwestii mieszkań zakładowych. 

Resort gospodarki: Chcemy, by zamykanie kopalni było jak najmniej uciążliwe

Wiceminister gospodarki Jerzy Pietrewicz poinformował dziś w Sejmie, że zwrócił się do rady nadzorczej Katowickiego Holdingu Węglowego o przeanalizowanie "alternatywnych możliwości wygaszania pracy" kopalni Kazimierz-Juliusz. Zasygnalizował, że może chodzić o rozwiązanie z wykorzystaniem Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Będziemy prowadzili dialog, by proces wygaszania tej kopalni był możliwie jak najmniej społecznie uciążliwy dla załogi. Dlatego też oprócz tej klasycznej ścieżki związanej z wnioskiem o upadłość i później sądową upadłością i likwidacją przez syndyka, chcemy rozważyć alternatywy. Mamy spółkę restrukturyzacji kopalń, która także zajmuje się procesami wygaszania działalności. Wydaje się, że przynajmniej ta alternatywa powinna być dogłębnie w tym przypadku rozważona - mówił wiceminister gospodarki.

Kazimierz-Juliusz to spółka zależna od Katowickiego Holdingu Węglowego. Ta ostatnia czynna kopalnia w Zagłębiu Dąbrowskim ma zakończyć wydobycie na przełomie września i października. Powodem jest wyczerpanie dostępnych złóż. Nastroje w kopalni są gorące od wielu tygodni. W środę górnicy z sosnowieckiej kopalni Kazimierz-Juliusz, wspierani przez bliskich i związkowców z innych zakładów, manifestowali w Sosnowcu i Katowicach. 

Zakład zatrudnia obecnie 1023 pracowników - 751 na dole, 272 na powierzchni.  

KHW jest spółką Skarbu Państwa, nad którą nadzór właścicielski sprawuje minister gospodarki.

(mpw)