Nie stwierdzono wirusa ptasiej grypy wśród ptactwa w Parku Narodowym "Ujście Warty". Badania wykonało laboratorium Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach. Trzeba je będzie powtórzyć pod koniec października, ponieważ jesienna migracja ptaków trwa.

Park to największe w Europie Środkowej miejsce, gdzie zatrzymują się dziesiątki tysięcy migrujących ptaków - przede wszystkim gęsi i kaczek - między innymi z Syberii, stąd właśnie tam istniało potencjalnie największe zagrożenie ptasią grypą.

W tej chwili w parku przebywa około 5 tysięcy ptaków; ich liczba może wzrosnąć nawet do 100 tysięcy. Pierwsze, przeprowadzone w ubiegłym tygodniu badania na obecność wirusa H5N1 w odchodach ptactwa z parku miały wynik negatywny.

Ptasia grypa przyprawia o ból głowy hodowców

W Polsce śmiertelnie niebezpieczny wirus H5N1 przyprawia hodowców i przetwórców o ból głowy. Strach przed bankructwem, które może przynieść ptasia grypa jest olbrzymi. Wartość tylko wyeksportowanego mięsa drobiowego i jego przetworów głównie do krajów Unii Europejskiej to prawie 300 milionów euro, ponad miliard złotych rocznie.

Z roku na rok eksport jest coraz większy; w 2005 za granicę pojedzie o 10 procent towaru więcej z tej branży niż w ubiegłym. Dobra passa trwa także w kraju na rynku wewnętrznym. W tej chwili przeciętny Polak zjada 21 kg mięsa drobiowego, a to prawie 3 razy więcej niż 15 lat temu.

Firmy drobiarskie w ubiegłym roku wyprodukowały prawie milion ton mięsa, dużo więcej niż w latach ubiegłych. To kolejne miliardy złotych; dlatego pojawienie się w Polsce ptasiej grypy skończyłoby się dla przetwórców katastrofą. W nieco lepszej sytuacji są hodowcy, bo mogliby liczyć na odszkodowania ze Skarbu Państwa.

Ptasia grypa może drogo nas kosztować. Za samo lekarstwo osłabiające działanie wirusa zapłacimy 76 milionów złotych. Rząd poinformował, że zamówienie na odpowiednie preparaty zostanie złożone w ciągu kilku dni.

Eksperci uspokajają

Nie wszyscy eksperci są przekonani, że pandemia ptasiej grypy jest nieuchronna. Obawiam się tego, ale nie przewiduję, by miało nastąpić. Powinniśmy być na taką ewentualność gotowi, ale oceniam, że niebezpieczeństwo jest mniejsze niż się o tym mówi. W mediach zbyt wiele wokół tego histerii i niepotrzebnego straszenia ludzi. Sądzę, że naukowcy powinni przede wszystkim wziąć się do pracy - twierdzi Profesor Edwin Kilbourne z Nowego Yorku, który przez kilkadziesiąt lat badał wszelkie epidemie grypy.

W rozmowie z dziennikarzem RMF Grzegorzem Jasińskim, Kilbourn przestrzegał przed porównaniami obecnej sytuacji z epidemią grypy "hiszpanki" z początku XX wieku, kiedy medycyna była na dużo niższym poziomie niż dziś.