Ferie na półmetku, a ratownicy TOPR są przerażeni liczbą wypadków na stokach. Od połowy stycznia zwieźli z nich już ponad 600 poszkodowanych narciarzy i snowboardzistów. "Jeżeli nadal będzie tyle wypadków, pobijemy kolejny rekord" - martwi się Andrzej Marasek z TOPR-u.

Ostatni rekord to około 1800 wypadków. Nie chcemy być złym prognostykiem, ale wszystko wskazuje na to, że liczba 2 tys. wypadków narciarskich na ten sezon raczej zostanie przekroczona - mówi Andrzej Marasek z TOPR-u. Prawie 70 proc. wszystkich wypadków na stokach, to są bardzo ciężkie urazy wymagające hospitalizacji i później długiego leczenia i rehabilitacji - dodaje. 

Od początku ferii mamy średnio około 100 pacjentów dziennie. Urazy nadgarstka, urazy kończyny dolnej, skręcenie kolana, urazy głowy - wylicza dr Jacek Imioło ze szpitala w Nowym Targu. 

Wynika to przede wszystkim z tego, że osoby które przyjeżdżają do Zakopanego, nie są przygotowane do sezonu. Najczęściej te osoby trafiają na stok w godzinach popołudniowych, kiedy jest najgorsza widoczność, kiedy te stoki są już nieprzygotowane i ta urazowość w tym czasie jest większa - dodaje ordynator SOR-u w Zakopanem Ali Issa Derwih.

Niestety najczęściej narciarze i snowboardziści sami są winni swoich cierpień. Zazwyczaj bowiem wypadki na stokach to wynik zbyt brawurowej jazdy. Nie zawsze dzieci poniżej 16 roku życia jeździły w kasku ochronnym, który jest niezbędny. Zdarzały się również przypadki wjechania na siebie narciarzy. Tutaj muszę po raz kolejny zaapelować, aby szczególną uwagę zwracać na dzieci, one w przypadku zderzenia z osobą dorosłą mają najmniejsze szanse. Dla nich taka sytuacja może skończyć się w tragiczny sposób. Na pewno będziemy eliminować z całą stanowczością osoby, które jeżdżą agresywnie, jeżdżą po alkoholu, takie osoby na polecenie policjanta jak również właściciela stoku mogą z takiego stoku zostać usunięte - zapewnia mówi rzecznik zakopiańskiej policji Roman Wieczorek.