Takie rzeczy się nie zdarzają - mówi 55-letni taksówkarz, który w centrum Bydgoszczy odebrał poród w swoim samochodzie. Pan Andrzej, szofer z 26-letnim stażem, wiózł ciężarną do szpitala.

Po kilku minutach okazało się, że kobiecie odeszły wody, a poród właśnie się zaczyna. Początkowo nawet nie zauważyłem, że jest w ciąży. Dopiero jak już jechaliśmy, a pani zaczęła się kręcić i narzekać na bóle, zaczęło mi coś świtać - mówi taksówkarz.

Warunki na drodze nie były sprzyjające. Na ulicy Kossaka taksówka utknęła w korku. Trwało właśnie odśnieżanie ulicy. Udało mi się przejechać szybciej, ale okazało się, że mamy bardzo mało czasu - opowiada kierowca. Wtedy przyśpieszył i powiadomił swoją centralę, by ta zadzwoniła do szpitala. Po drodze zjechał i rozłożył ciężarnej ceratę na siedzeniach. Gdy znów ruszył - kierując się już bezpośrednio pod wjazd na oddział porodowy Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego im. Warmińskiego przy ulicy Szpitalnej, pojawił się kolejny problem - przejazd był zablokowany z powodu remontu. Po kilku minutach kluczenia nie było już czasu do namysłu. Pasażerka zawołała z tylnego siedzenia: główka już wychodzi!

Szofer wysiadł, obiegł samochód i oczom nie wierzył. Rzeczywiście była główka. Nie wiem, jak to się stało, ale nie spanikowałem - opowiada wciąż przejęty pan Andrzej. Chwyciłem za tę główkę, później za ramiączka, delikatnie i jakoś tak dzieciątko wyskoczyło. Później jeszcze tak delikatnie przetarłem buźkę, zaczęło płakać. Wiedziałem, że już jest w porządku.

Urodzony w taksówce chłopiec jest zdrowy i waży około trzech kilogramów. Szef korporacji taksówkarskiej zadeklarował, że gdy dorośnie - może liczyć na pracę. Sam taksówkarz zyskał już kilka przydomków - m.in. "tata", "położny" i "akuszer". Przyjaciele dzwonią do niego z gratulacjami. Pan Andrzej jest skromny: jakoś się udało. Żadne bohaterstwo, robiłem, co mogłem. Przygoda życia... będzie o czym opowiadać.