"Nie ma możliwości, by w zakładach w Mirosławcu doszło do skażenia produkowanej przez nas wody" - zapewnia szefostwo fabryki Żywiec Zdrój. Firma przedstawiła stanowisko w związku z zeszłotygodniowym incydentem, gdy 31-latek z Bolesławca poparzył sobie przełyk pijąc wodę źródlaną.

"Nie ma możliwości, by w zakładach w Mirosławcu doszło do skażenia produkowanej przez nas wody" - zapewnia szefostwo fabryki Żywiec Zdrój. Firma przedstawiła stanowisko w związku z zeszłotygodniowym incydentem, gdy 31-latek z Bolesławca poparzył sobie przełyk pijąc wodę źródlaną.
Woda Żywioł Żywiec-Zdrój w jednym ze sklepów /Piotr Polak /PAP

Przedstawiciele firmy opowiadali o procesie produkcyjnym, który od momentu powstania plastikowej butelki, przez napełnienie jej i zakorkowanie, jest całkowicie zautomatyzowany. Jak twierdzą, nikt nie ma dostępu do hermetycznego systemu rozlewania wody. Co więcej - jak dodała dyrektor jakości Edyta Krysiuk-Kowalczyk - każda partia towarów jest szczegółowo badana:

Z każdej partii pozostawały tzw. próby referencyjne. Te próby mówią nam, jaki produkt przekazaliśmy konsumentom. W fabryce w Mirosławcu w każdym miesiącu dokonujemy ok. 6,5 tysiąca analiz.

Dyrektor jakości dodała też, że w ciągu ostatnich dni w zakładach były dwie kontrole Sanepidu z Wałcza i Szczecina. Nie wykryły one nieprawidłowości. 

Dolnośląski inspektorat zbadał również partię wody ze sklepu. Też spełniała ona wszelkie normy.

Przypomnijmy, że 31-latek z Bolesławca poparzył sobie przełyk w ubiegły piątek. To była nowa butelka. Dopiero co wyciągnięta ze zgrzewki - mówił w rozmowie z reporterem RMF FM. Śledztwo w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub uszczerbku na zdrowiu prowadzi prokuratura w Bolesławcu.

(mal)