Na specjalną wyprawę do Warszawy wybrali się sędziowie z Lublina – wszystko po to, żeby przesłuchać wicepremiera Ludwika Dorna. To sytuacja niecodzienna – zazwyczaj obywatele sami muszą dojechać na przesłuchanie. Czy są zatem równi i równiejsi?

Rzecznik wicepremiera Dorna uważa, że nie ma mowy o jakiejś nadzwyczajnej sytuacji. - Wiem, że każdy może wystąpić do sądu z prośbą o zmianę terminu przesłuchania bądź formuły przesłuchania, np. na przesłuchanie w domu - tłumaczył. Przyznał jednak wreszcie, że „sąd ma świadomość, że wicepremier 40-milionowego kraju jest człowiekiem zapracowanym”.

Nam pozostaje zatem żal, że większość wzywanych przed oblicze Temidy to dla sądu jedynie zwykli obywatele 40-milionowego kraju. I nie ma znaczenia, jak bardzo zapracowani.