Szczeciński system ostrzegania ludności do wymiany. Syreny nie włączyły się wczoraj w rocznicę katastrofy smoleńskiej. To nie pierwszy taki przypadek. 4 lata temu, 1 sierpnia obwieściły godzinę "W" z prawie półgodzinnym poślizgiem.

I wtedy i dziś nie zadziałał radiowy system służący do uruchamiania syren. 

Na dziś wiemy jedno. W sytuacji gdy zarówno Szczecin, jak i ościenne gminy, chcą odpalić syreny w jednym czasie, to nasza antena, która jest w rejonie najmocniejsza, ściąga sygnały z innych miast. Zajmują nam one częstotliwość alarmową. Ta częstotliwość dedykowana sygnałom alarmowym jest tylko jedna. To nie jest tak, że ktoś wciska czerwony lub zielony guzik i te syreny słychać. Sygnał jest nadawany do centralnego systemu, który jeżeli odnotowuje, że pasmo jest zajęte, to naszej syreny po prostu nie włącza - tłumaczy Łukasz Kolasa z Urzędu Miasta w Szczecinie. W takiej sytuacji system tworzy kolejkę poleceń i wykonuje je jedno po drugim. Dlatego też 10 kwietnia syreny odezwały się w Szczecinie 10 minut po czasie.

Rozwiązaniem ma być przejście z analogowego sterowania syrenami, na system cyfrowy. Nie będzie on wtedy uzależniony od wolnej częstotliwości radiowej. Będzie to jednak sporo kosztować. Bardzo wstępne szacunki urzędników mówią nawet o milionie złotych. Urzędnicy zapewniają jednocześnie, że same syreny są sprawne. Codziennie Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego przeprowadza tzw. nieme testy. Jak dotąd nic nie szwankowało.

(m)