"Czy to za sprawą księdza ze Strzeszowa śledczy dowiedzieli się o kolejnych zabójstwach dzieci dokonanych przez Beatę K. i w trzy miesiące po odkryciu szczątków pierwszego dziecka mogli wrócić na podwórkowe cmentarzysko? I odkopać worki z ciałami kolejnych noworodków?" - zastanawia się "Fakt" i pisze, że dzień przed aresztowaniem dzieciobójczyni Beata K. dała na mszę w tajnej intencji – co bardzo zdziwiło wiernych – i się wyspowiadała. A na drugi dzień przyznała prokuratorowi, że zakopała więcej niż jedno dziecko.

Reporterzy "Faktu" dotarli do informacji, które wyjaśniają, dlaczego dopiero w trzy miesiące po pierwszym odkryciu - zwłok noworodka uśmierconego przez Beatę K., śledczy wrócili do Strzeszowa i wiedzieli, gdzie kopać, by odnaleźć kolejne szkielety! To kościół i wyznanie grzechów tak wpłynęły na morderczynię czwórki swoich dopiero co urodzonych dzieci, że postanowiła ujawnić tajemnice, które skrywała ziemia na terenie jej posesji. Dzieciobójczyninie mogła wytrzymać brzemienia tajemnicy, jaką nosiła. Gryzło ją sumienie, że oprócz szkieletu jednego dziecka, które policjanci odnaleźli w lutym, parę metrów dalej pod ziemią spoczywają jej kolejne dzieci. Które rodziła, a potem zabijała - czytamy w sobotnim wydaniu.

W lutym po odkopaniu zwłok jednego noworodka policjanci sprawdzili teren przy pomocy specjalnie przeszkolonego do takich poszukiwań psa - mówi dziennikowi Hubert Góźdź, prokurator rejonowy z Gryfina. Wtedy pies nic nie znalazł. Dopiero przyznanie się do tego, że jest tam więcej zakopanych martwych noworodków skłoniło nas do tego, że powtórnie przeszukaliśmy ten teren. Błąd psa podczas pierwszych poszukiwań prokurator tłumaczy tym, że ziemia była zmarznięta i leżał śnieg.

"Fakt" pisze także: Beacie K. jednak sumienie nie dawało spokoju i właśnie wtedy prawdopodobnie wyznała swojemu proboszczowi ks. Markowi P. to, co tak skrzętnie ukrywała przed światem. Zrobiła to w konfesjonale - proboszcz nie chciał z nami o tym rozmawiać, zasłaniając się tajemnicą spowiedzi. Jednak podczas jednej z mszy św. w kościele w Trzcińsku-Zdroju wierni usłyszeli dziwną zapowiedź z ust księdza - że msza na prośbę Beaty K. odbędzie się w tajnej intencji. We mszy uczestniczyła dzieciobójczyni wraz ze swoimi dwiema córkami - Martą i Klaudią. Na drugi dzień po tym, jak Beata K. wyznała swoje grzechy, do Strzeszowa przyjechała ekipa policjantów i prokurator. Już w chwilę po wbiciu szpadla w miękką ziemię obok wychodka było jasne, że w ziemi Beata K. zakopywała kolejne swoje dzieci...

Cały artykuł w weekendowym wydaniu "Faktu". Tam także przeczytacie:- Znachor zarobił na ludziach 1,5 mln zł

- Lecz dziecku mleczaki

(mal)