Strzały i strach były jak najbardziej prawdziwe. Na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach przeprowadzono symulowany atak terrorystów. „Dla nas to mogłaby być akcja o najwyższym stopniu zagrożenia” - mówił jeden z policjantów.

Studenci słuchali wykładu. Nagle w auli rozległy się strzały, kilka krótkich serii. Na schodach pojawiło się dwóch mężczyzn w kominiarkach z karabinami w rękach. Zaczęli krzyczeć. Wszystkim studentom kazali usiąść w dolnej części auli. Po pewnym czasie przez radiostację nawiązali z nimi kontakt policyjni negocjatorzy.

Nie róbcie niczego pochopnie. Budynek jest otoczony - usłyszał w krótkofalówce jeden z napastników.

Chcemy wysadzić budynek w powietrze. Mamy bombę - odpowiedział mężczyzna w kominiarce. Zapowiedział, że niedługo zaczną zabijać zakładników. Ale zaczęły się rozmowy. Policja przystała na warunki i napastnicy dostali magazynek z amunicją. Wtedy wypuścili część zakładników.

Czas mijał. W pewnym momencie wyciągnięto z tłumu kobietę. Pomódl się - powiedział jeden z terrorystów i przystawił jej broń do głowy. Wtedy rozległa się kanonada z broni maszynowej, zaczęły wybuchać granaty. To policjanci wkroczyli do akcji i obezwładnili napastników.

Akcja była symulowana, ale i tak niektórzy nie kryli, że poczuli strach.

Huk, strzały, krzyki, łuski spadające na ziemię-to rzeczywiście robi wrażanie. Dopiero teraz wraca spokój -mówił jeden ze studentów.

Ćwiczenia przygotowali policjanci w oparciu o ostatnie akcje terrorystów m.in. w krajach Europy.