Stocznia Gdańska sprzedała siedem dźwigów typu Kone. To najbardziej charakterystyczne żurawie stojące przy pochylniach od strony miasta, które na stałe wpisały się w jego panoramę. Nowy właściciel zapewnia, że dźwigi z niej nie znikną i nie trafią na złom. Mieszkańcy mają jednak obawy. "Bez dźwigów wyglądałoby to jak nie Gdańsk" - podkreślają.

Dyskusja o przyszłości stoczniowych dźwigów trwa już od lat. Dla wielu mieszkańców są stałym elementem stoczni i przede wszystkim panoramy miasta. Pojawiały się nawet pomysły wpisania ich na listę zabytków. To jest wizytówka Gdańska. Praktycznie na każdej pocztówce można je zauważyć. To coś bardzo charakterystycznego. Miejmy nadzieję, że ich nie zlikwidują - mówi gdańszczanin.

To właśnie jedna z obaw, które pojawiają się w dyskusjach związanych ze zmieniającymi się terenami stoczni. Już wyburzyli trochę tej stoczni. Jak się jedzie tramwajem i się patrzy na to, to się nie można przyzwyczaić. To już nie jest to samo. A bez dźwigów to już w ogóle będzie śmiesznie wyglądało. Jak nie Gdańsk - mówi kolejny z mieszkańców.

Władze Stoczni Gdańskiej jednak uspokajają. Dźwigi w niej pozostaną. Spółka tłumaczy, że sprzedała je, bo chce zmniejszyć stałe koszty swojej działalności, a utrzymanie dźwigów kosztuje. Żurawie mają być jednak dzierżawione i nadal używane do produkcji statków na jednej z pochylni. Dźwigi będą wykorzystywane przez nas na tej właśnie jednej pochyli, w uzgodnieniu z nowy właścicielem. W trakcie budowy jednostki na pochylni używanych jest około dwóch, trzech dźwigów. Nie sposób aby zmieściło się ich tam więcej - mówi Aldona Dybug, rzecznik prasowy Stoczni Gdańsk SA.  Dodaje, że dźwigi kupiła spółka, która jest właścicielem terenów i pochylni dzierżawionych przez stocznię do produkcji statków. Cena transakcji pozostaje tajemnicą handlową.

"Nigdy nie planowaliśmy, by je usunąć"

Nowy właściciel zapewnia, że dźwigi nie trafią na złom. Podkreśla, że nie ma ani zamiarów, ani planów usuwania ich z terenu stoczni. Czegoś takiego nie braliśmy pod uwagę. Absolutnie, wręcz odwrotnie. Te dźwigi zostały zakupione po to, żeby poszerzyć naszą ofertę. To są ciężkie dźwigi i są potrzebne do produkcji stoczniowej. To na najbliższy czas strategia naszej firmy - mówi Bogdan Płociniak, prezes Synerga 99. Przyszłość będzie oczywiście zależna od koniunktury na produkcję statków. Dźwigi są dobre. Według ekspertów mogą pracować 25, nawet 30 lat. I niech aż tyle pracują - mówi Płociniak.

Władze Gdańska nie kryją z kolei zaskoczenia. Stocznia postąpiła nie fair, bo miała informować o każdym kroku związanym z ewentualną sprzedażą dźwigów - mówi Emilia Salah z Urzędu Miasta w Gdańsku. Dodaje, że miasto współpracowało ze Stocznią i decyzje w sprawie żurawi miały być podejmowane wspólnie.