Rada Nadzorcza Presspubliki zaleciła zarządowi spółki rozwiązanie umów z dziennikarzami stojącymi za publikacją artykułu "Trotyl na wraku tupolewa" w "Rzeczpospolitej". W gazecie nie będą już pracować redaktor naczelny Tomasz Wróblewski, jego zastępca Bartosz Marczuk, szef działu krajowego Mariusz Staniszewski oraz autor tekstu Cezary Gmyz.

Właściciel wydawnictwa Grzegorz Hajdarowicz oraz Rada Nadzorcza uznali, że dziennikarze nie mieli podstaw do stwierdzenia, iż we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany - czytamy w wydanym oświadczeniu RN oraz prezesa zarządu Presspubliki. W komunikacie dodano, że przeprowadzono rozmowy ze wszystkimi osobami, które miały związek z publikacją. Nieprzemyślane działania kilku osób znów wywołały wojnę polsko-polską. Za to wszystko czytelników przepraszam - oświadczył sam Hajdarowicz.

Zarząd spółki zbierze się w środę - wtedy będzie można oczekiwać kolejnych decyzji co do przyszłości kierownictwa tytułu. Informację taką przekazała pełnomocniczka zarządu Presspubliki Hanna Wawrowska, która dodała, że redakcją "Rzeczpospolitej" będzie czasowo kierował jej dotychczasowy wicenaczelny Andrzej Talaga.

Cezary Gmyz nie dostarczył materiałów, na podstawie których napisał tekst

W swoim oświadczeniu Rada Nadzorcza zaznaczyła, że zarząd spółki 31 października przekazał Cezaremu Gmyzowi dokumenty pozwalające mu na ochronę świadków. Autor artykułu otrzymał też pisemne zapewnienie o ochronie jego osoby w razie przyszłych procesów, jeśli okazałoby się, że rzetelnie zbierał materiały i posiada na to stosowne dowody. Wśród dokumentów było również zapewnienie o ochronie informatorów, a oświadczenia - dla ich bezpieczeństwa - miały być zdeponowane w jednej z kancelarii adwokackich. Gmyz zobowiązał się do przedstawienia do poniedziałku, do godz. 14 dokumentów, nagrań i wszelkich materiałów, na podstawie których napisał swój tekst. Pan redaktor, pomimo wcześniejszych zapewnień, nie przedstawił żadnych oświadczeń stwierdzając, że informatorzy odmówili złożenia dokumentów. Niezależnie od tego, co ustali prokuratura, na obecnym etapie wiedzy publikowanie tytułu "Trotyl we wraku tupolewa" było ogromnym nadużyciem - oświadczyła RN Presspubliki.

Hajdarowicz ocenił, że tekst Gmyza "nie powinien się nigdy w takiej formie ukazać w "Rzeczpospolitej". Z przeprowadzonego przeze mnie i Radę Nadzorczą postępowania wyjaśniającego wynika, że nie był on w ogóle udokumentowany. Informacje uzyskane przez dziennikarzy o cząstkach wysokoenergetycznych powinny być przekazane rzetelnie, bez nadinterpretacji i uprzedzania wyników badań i analiz. Ogromnym nadużyciem był też sam tytuł artykułu - napisał Hajdarowicz. Dodał, że za błędne decyzje trzeba ponosić konsekwencje, stąd dymisje i zwolnienia dyscyplinarne w redakcji. Od dzisiaj tak będzie zawsze. Zapewniam, że zrobię wszystko, co możliwe, aby taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła, aby to, co będziemy publikować w "Rzeczpospolitej", było zawsze wiarygodne, rzetelne, przemyślane i sprawdzone. Wiarygodność musi być naszą najwyższą wartością. Jeszcze raz wszystkich przepraszam - napisał Hajdarowicz w oświadczeniu.

Odnosząc się do oświadczenia Rady Nadzorczej, Gmyz napisał na Twitterze, że "bardzo łagodnie rzecz ujmując, wydawca Rzeczpospolitej w oświadczeniu mija się z prawdą". Powiedział, że miał wrażenie, iż decyzja została podjęta jeszcze przed posiedzeniem Rady Nadzorczej, dlatego jeszcze w zeszłym tygodniu złożył rezygnację. Nie została ona jednak przyjęta, ale w poniedziałek zwolniono mnie dyscyplinarnie. Rozmawiając z Radą Nadzorczą wydawnictwa wiedziałem, że decyzja została podjęta znacznie wcześniej - podkreślił.

List otwarty w obronie Gmyza

Część środowiska dziennikarskiego wystosowała w obronie Gmyza list otwarty. Podkreślono w nim, że przez lata pracy udowodnił on, że "jest poważnym i rzetelnym dziennikarzem". Oceniając jego bogaty dziennikarski dorobek trudno nam uwierzyć, że popełnił on pomyłkę w przypadku tak poważnej sprawy i sprzeniewierzył się dziennikarskiej rzetelności - napisali autorzy listu, m.in.: Teresa Bochwic, Krzysztof Czabański, Jerzy Jachowicz, Stanisław Janecki, Dorota Kania, Marek Król, Joanna Lichocka, Jan Pospieszalski, Agnieszka Romaszewska, Tomasz Sakiewicz, Ewa Stankiewicz, Tomasz Terlikowski, Bronisław Wildstein i ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

O śladach trotylu i nitrogliceryny na wraku Tupolewa

W ubiegłym tygodniu "Rzeczpospolita" w artykule "Trotyl we wraku tupolewa" napisała, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła, że są takie ustalenia, wskazała, że znalezione ślady jedynie mogą oznaczać obecność substancji wysokoenergetycznych, na przykład materiałów wybuchowych. Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - replikowała prokuratura.