Sylwestrowy niewypał na molo w Sopocie. O północy - ku zaskoczeniu zgromadzonych i kierownictwa obiektu - nie odbył się tradycyjny pokaz fajerwerków. Sprawę bada policja.

Wszystko było przygotowane do pokazu, ale 20 minut przed północą policja dostała sygnał, że pokaz mają przeprowadzać osoby do tego nieuprawnione. Na plaży, gdzie rozstawione były skrzynie z materiałami, policjanci zastali 3 mężczyzn. Rzeczywiście żaden z nich nie miał odpowiednich uprawnień.

Mężczyźni tłumaczyli, że ich zadanie to jedynie dowiezienie sprzętu na plażę, a odpaleniem fajerwerków zajmie się ktoś inny. Do północy nikt jednak tam się nie zjawił. Kierownictwo molo jest zaskoczone, bo z firmą odpowiedzialną za pokaz współpracuje od wielu lat.

Jest nam bardzo przykro. Sami nie wiemy jeszcze, co się stało. Jestem zaskoczony, bo z firmą, która odpowiedzialna była za pokaz współpracowaliśmy wielokrotnie i od lat. Rozmawiałem z szefem tej firmy. On sam wyjaśnia, co się stało. Czy doszło do jakiegoś błędu technicznego, czy też nie dopełniono jakiś formalności. Tego na razie nie wiemy
- powiedział nam Marcin Kulwas z Kąpieliska Morskiego Sopot, który jest operatorem molo.

Co ciekawe, wcześniej policja otrzymała właściwe dokumenty dotyczące widowiska. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że teraz sprawdza, czy właściciel firmy nie organizował w tym samym czasie innych pokazów - i czy nie jest tam jedyną osobą uprawnioną do obsługi materiałów wybuchów. Pokaz kosztować miał mniej niż 50 tysięcy złotych - molo wcześniej wpłaciło jedynie zaliczkę.

(abs)