Dokładnie 35 lat temu w Bydgoszczy doszło do jednego z najbardziej dramatycznych wydarzeń tzw. Karnawału Solidarności. Mowa o Bydgoskim Marcu ‘81 roku, zwanym też „prowokacją bydgoską” – podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej doszło wtedy do brutalnego pobicia członków lokalnej „Solidarności”.

19 marca 1981 roku bydgoscy działacze NSZZ Solidarność zamierzali podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej wesprzeć kolegów z rolniczej Solidarności, którzy domagali się rejestracji swojego związku.  W sesji uczestniczył wicepremier Stanisław Mach - delegacja "S" z Janem Rulewskim na czele zamierzała wtedy przedstawić postulaty rolników. Przedstawiciele NSZZ nie zostali jednak dopuszczeni do głosu.

Wszystko skończyło się nagle i gwałtownie. Sesja została przerwana - członkowie bydgoskiej Solidarności nie chcieli jednak opuścić budynku. Została zaatakowana i brutalnie pobita przez niezidentyfikowane osoby w cywilnych ubraniach. 

Poważne rany odnieśli m.in. Jan Rulewski oraz Mariusz Łabentowicz i Michał Bartoszcze - niektórzy trafili do szpitala. Zdaniem wielu historyków, wydarzenia Bydgoskiego Marca ’81 to najpoważniejszy kryzys między władzą a Solidarnością przed stanem wojennym. 

To był dla nas swoisty egzamin, choć wcale się na to wcześniej nie zapowiadało - wspomina w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Jan Rulewski, obecnie senator Platformy Obywatelskiej - To zapowiadało się na lokalną potyczkę w ramach inicjatywy związku "walczmy przy pomocy biernego oporu"...

***

Paweł Balinowski RMF FM: Spodziewał się pan takiej gwałtownej reakcji?

Jan Rulewski, senator PO: Nie, zupełnie byliśmy nieprzygotowani. Uspokoiła nas moja rozmowa z szefem milicji, w następstwie sygnałów, jakoby wokół Bydgoszczy krążyły jakieś zmechanizowane oddziały... Komendant zapewniał, że on nigdy nie podniesie ręki na takich jak ja, czyli synów klasy robotniczej.

Został pan jednak poważnie ranny, trafił pan do szpitala...

Tak, to bardzo ludzie przeżywają, choć ja pochodzę z takiej dzielnicy, Szwederowa, takiej robotniczej,  gdzie często dochodziło do pojedynków, zwłaszcza chłopców. I w parzyste dni ja kogoś prałem, a w nieparzyste ja otrzymywałem po gębie.

Był pan zahartowany...

Byłem zahartowany, przygotowany na cierpienia fizyczne. Ale właśnie, tego 19 marca, podczas tej pamiętnej sesji nie przewidziałem, że zostanie mi zadany gwałt psychiczny, upokorzę się. Przecież tam występowałem z postulatem społecznym całego związku - poprawić wyżywienie narodu. I ta odpowiedzialność przypominała - może przesadzam - odpowiedzialność kapitana statku który w pewnym momencie musi przestać myśleć o sobie, a zacząć o załodze i statku. Dlatego idzie ostatni na dno.

 (j.)