4 czerwca odbędzie się pierwsza rozprawa sądowa między partią Wolni i Solidarni a przedsiębiorcą Januszem Kuleszą. Chodzi o spłatę wynoszącego prawie 140 tys. zł długu. Kulesza, który dla partii Kornela Morawieckiego przeprowadził remont siedziby przy ul. Wiejskiej w Warszawie, do tej pory za swoją pracę nie otrzymał ani złotówki.

Na początku kwietnia dziennikarze Onetu ujawnili, że ugrupowanie Kornela Morawieckiego zleciło warszawskiemu przedsiębiorcy remont swojej siedziby, a następnie nie zapłaciła mu nawet części zawartej w umowie kwoty. Gdy sprawą zajął się komornik, okazało się, że parta ma na koncie 57 złotych. Wcześniej, przez wiele miesięcy, spłatę długu wielokrotnie Januszowi Kuleszy obiecywał sam Morawiecki, którego podpis widnieje na umowie zawartej między partią a przedsiębiorcą.

We wrześniu 2018 roku sąd wydał nakaz zapłaty całości kwoty, jakiej domagał się Kulesza. Chodziło o blisko 140 tys. zł. Miesiąc później Kornel Morawiecki wniósł sprzeciw wobec decyzji sądu. Argumentował m.in., że protokół odbioru prac remontowych, który odbierał osobiście, podpisał "wskutek błędu". Teraz spór między Kuleszą a Morawieckim rozstrzygnie sąd.

Równocześnie przedsiębiorca o sprawie zawiadomił prokuraturę. Uważa bowiem, że partia Morawieckiego  już zamawiając remont, nie miała zamiaru za niego zapłacić. Bo po prostu nie posiadała odpowiednich środków.

Ponadto, Kulesza poinformował śledczych, że ofertę spłaty jego długu złożył mu Maciej Wyszoczarski, dyrektor z PKO BP, blisko związany z szefem polskiego rządu Mateuszem Morawieckim. W prywatnej rozmowie miał zasugerować mu spłatę pieniędzy "pod stołem", a więc z pominięciem faktur. Zapytaliśmy Macieja Wyszoczarskiego, czy faktycznie wyszedł z taką propozycją. Stwierdził, że "nie pamięta".