Rosjanie mieli w latach 90. ważnego szpiega w polskim MSZ i wywiadzie - twierdzi były oficer rosyjskiego wywiadu, którego właśnie opublikowane w USA wspomnienia budzą wielkie zainteresowanie mediów - pisze "Gazeta Wyborcza".

Gazeta pisze o Siergieju Tretiakowie, zastępcy szefa placówki rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR) w Nowym Jorku, który został zwerbowany przez FBI. Amerykanie trzymali go w ukryciu przez kilka lat. W końcu skontaktowali Tretiakowa z Petem Earleyem, znanym dziennikarzem specjalizującym się w służbach specjalnych. Efekt tej współpracy to książka "Comrade J" ("Towarzysz J"), która od kilku dni jest w księgarniach w USA.

Były oficer wywiadu opisuje w niej szpiegów, których Rosjanie zwerbowali w USA wśród obcych dyplomatów, polityków czy biznesmenów. Podaje wprost nazwiska. Jednak w kilku wypadkach Tretiakow nie ujawnia tożsamości szpiegów. Tak jest też ze sprawą polskiego dyplomaty. Z książki wynika, że przekazujący informacje Rosjanom Polak pracował w ONZ, ale niewykluczone, że był również dyplomatą w konsulacie RP w Nowym Jorku. Rosjanie nadali mu kryptonim "Profesor".

Jak twierdzi Tretiakow „Profesor” miał silne poczucie lojalności wobec Rosji. Uważa, że Polak "dostarczał bardzo cenne informacje i z tego, co wiem, nigdy nas nie okłamał". Twierdzi, że polski agent przekazywał Rosji informacje o USA i innych sojusznikach z NATO, bo "chciał Rosji pomóc". "Profesor" nie informował o Polsce, więc Tretiakow uważa, że nie zdradził on swej ojczyzny.

Andriej Sałdatow z portalu agentura.ru twierdzi, że informacje Tretiakowa są wiarygodne, chociaż nie wiadomo, co dokładnie przekazał on Amerykanom. My nie wiemy co tam było, może to były prognozy pogody, oceny politycznej sytuacji, dlatego wartość tego, co przekazał Trietiakow to dla nas niewiadoma.

W Rosji o Tretiakowie przez 7 lat było absolutnie cicho, tak jakby nie istniał. Nawet nie został uznany oficjalnie za zdrajcę, chociaż wiadomo, że został przewerbowany i przez kilka lat pracował i dla Rosji i dla USA.

Wyznania Tretiakowa burzy w Rosji na razie nie wywołały i przeważa opinia, że to rozgrywka USA z ONZ. Ukazanie ONZ jako gniazda szpiegów jest wygodne dla Amerykanów. Z drugiej strony wywiad amerykański chce mieć sukcesy po tym, jak okazało się, że Rosjanie w czasie Zimnej Wojny bez trudu wykradali tajemnice Zachodu.