"2013 rok nauczy nas mniej żartowania z kryzysu, a bardziej czucia go, a to nie jest przyjemne. Jednak rządu to nie zachwieje, bo nie ma na razie alternatywy" - mówi polski jasnowidz Krzysztof Jackowski. Ma też receptę, jak przetrwać trudne ekonomicznie czasy. "Zauważmy, że niedługo będzie wiosna, że powietrze ma swój zapach, mniej latajmy po hipermarketach, mniej chciejmy, bardziej żyjmy - to wcale nie jest naiwne" - radzi w rozmowie z naszym reporterem.

Paweł Balinowski: Kiedy ostatnio rozmawialiśmy powiedział pan, że nie będzie końca świata, no i proszę - miał pan rację.

Krzysztof Jackowski:
Ale mi to racja. Chwała Majom! Chociaż niektórzy, mam nadzieję, zrobili sobie rachunek sumienia. I może nie wyszedł on zbyt korzystnie - tak, że może to wpłynie na dalszą część życia, którą ludzie przeżyją z trochę większą pokorą.

Czyli koniec świata wpływa na nas dobrze? Oczywiście taki, którego nie ma...

Może inaczej - każdy wstrząs powoduje redukcję zachcianek życiowych, a od zachcianek często zaczyna się zło. Ja pamiętam swoje życie, kiedy to pewnego dnia wpadłem samochodem pod tira z własnej winy. Auto było całkowicie zniszczone, a ja przeżyłem, właściwie nic wielkiego mi się nie stało. Teraz z o wiele większą pokorą jeżdżę samochodem i z o wiele większą pokorą przeżywam każdy dzień, który mi został darowany. Wydaje mi się, że taki koniec świata, jeśli ktoś go w  miarę poważnie odbierał, może wpłynąć pozytywnie na człowieka.

Spójrzmy w przyszłość - jakie są pana prognozy? Ostatnio nie były zbyt optymistyczne. Nadal takie są?

Wie pan, ciężko nie być pesymistą w czasach pesymistycznych, bo jeżeli rzeczywiście, nie bójmy się tego powiedzieć, świat zbankrutował kilka lat temu, to ciężko, będąc po części bankrutem, być też optymistą.

Wspomniał pan kryzys - będzie kolejna fala tego kryzysu? Dosięgnie nas kolejna fala tego globalnego bankructwa?

To jest duży kłopot, ponieważ kryzys dostał zastrzyki uśmierzające ból. Nie antybiotyk, a zastrzyki w postaci drukowanych, pustych pieniędzy. Te zastrzyki pomału przestają działać, ból powraca. Ten ból się będzie wzmagał i, jak w końcu zabraknie nam tych zastrzyków, może stać się nie do zniesienia.

Jak się panu wydaje - czeka nas duże wydarzenie, które wstrząśnie ludźmi, światem? Niekoniecznie w sposób negatywny, może coś nas pozytywnie zaskoczy?

Niestety - nadal będę tutaj pesymistą. Wydaje mi się, że takie zarzewie wojenne na świecie będzie się tliło i będzie bardzo niebezpieczne. Ono istnieje, wystarczy spojrzeć na Bliski Wschód i całą falę powstań w krajach afrykańskich. Uważam, że w przyszłym roku ta temperatura będzie wzrastać. Mam też wrażenie, że zacznie się pokazywać taka niezgodność w NATO, niektóre kraje europejskie nie będą w pełni zgodne z tą organizacją. Myślę też, że może być to spowodowane tym, że NATO położy rękę na coś właśnie na Bliskim Wschodzie - i to nie spodoba się niektórym krajom. Na pewno Rosji, chociaż ona nie jest w NATO. Ale to może oznaczać, że nastąpią pęknięcia w strukturze natowskiej, która na razie jest niepopękana. To będziemy zauważać w 2013 roku.

Wróćmy na nasze polskie podwórko. Czy czeka nas jakaś radykalna zmiana w polityce, na przykład nagła zmiana u steru władzy?

Mam wrażenie, że nie do końca. Uważam, że gospodarczo Polska, nie do końca z winy rządu, będzie w fatalnej sytuacji. 2013 rok nauczy nas mniej żartowania z kryzysu, tylko bardziej czucia go, a to nie jest przyjemne. Chociaż rządu to nie zachwieje, bo nie ma póki co alternatywy na zmianę rządu.  Symbioza, w której żyje PO i PiS, bo tak naprawdę jest to właśnie bardzo dobra symbioza plusa i minusa, stworzyła taką nienawiść, stworzył się front PO i front PiS. Proszę zwrócić uwagę, że coraz mniej bocznych partii jest dla nich alternatywą. Dopóki taka konfiguracja będzie istniała - a niestety będzie - dopóty uważam, że elektorat PO nie ma się za bardzo czego bać. To dlatego, że głowy wyborców zaprzątają nie racjonalne pobudki ekonomiczne, a właśnie nienawiść w wojnie polsko-polskiej, która w jak najlepsze sobie trwa i w 2013 roku nadal będzie trwała.

Będzie więc ciężko - gdzie powinniśmy szukać na co dzień pocieszenia?

Zastanawiałem się nad tym - i chyba mam całkiem niezłą odpowiedź. Kryzys dla nas może być mniej straszny, trzeba się tylko kilku rzeczy nauczyć. My nie musimy chcieć, my nie musimy mieć, my musimy tylko być i żyć. By mniej bolał kryzys, który niestety dopiero zaciąga się ręką na Polskę, wyjdźmy na dwór, spójrzmy na życie, zauważmy, że niedługo będzie wiosna. Że powietrze ma swój zapach, że jak wieje wiatr, to też może być fajny nastrój.  Mniej latajmy po wielkich hipermarketach, centrach handlowych, mniej chciejmy, bardziej żyjmy - to wcale nie jest naiwne.