Co są w stanie zrobić rodzice, by wkręcić swoje pociechy do reklamy? Jak sprawdziło "Metro" - wiele. Na anonimowy anons w internecie wpłynęło aż 50 ofert od rodziców, czasem ze zdjęciami dzieci w negliżu. "To karygodne" - komentują eksperci.

Najmłodszy zgłoszony do reklamy maluch miał 10 dni (zdjęcie w szpitalnym ręczniku), najstarszy - 7 lat. Najczęściej oferty przysyłali rodzice dwu- i trzylatków. Dołączali dużo zdjęć - część w negliżu, na plaży czy w kąpieli. Według "Metra", tylko jedno dziecko miało zrobioną profesjonalną sesję zdjęciową. Ma talent, jest bardziej rozwinięte niż rówieśnicy, każdy mówi, że nasza pociecha nadaje się do reklamy - zachwalali rodzice.

To karygodne, że rodzice nawet nie próbowali sprawdzić, co to za firma poszukuje małych aktorów - ocenia Jakub Śpiewak, prezes Fundacji Kidprotect.pl zajmującej się bezpieczeństwem dzieci w internecie. Podkreśla, że gdy raz wrzuci się zdjęcia do sieci, trudno przewidzieć, co się z nimi stanie. Chwilę po publikacji mogą zostać skopiowane, a po jakimś czasie opublikowane w zupełnie innym miejscu. Nigdy nie wiadomo, kiedy i w jakiej formie wypłynie zdjęcie naszego dziecka z kąpieli. Jakiś pedofil może się przy nim np. masturbować - ostrzega.

Do tego dochodzi kwestia ochrony wizerunku. Rodzice publikując zdjęcia dziecka w sieci, naruszają to prawo. Nikt się dziecka nie pyta, czy chce, żeby jego zdjęcie zostało opublikowane - dodaje szef Fundacji Kidprotect.pl.