Nadal nie udało się przesłuchać 27-letniego mężczyzny, ofiary rodzinnej tragedii w Zabrzeży w powiecie nowosądeckim. To jedyny świadek tego, co wydarzyło się w środę rano na terenie gospodarstwa rolnego. Jego 19-letni brat być może uniknął śmierci, tylko dlatego, że o 7:00 wyszedł do pracy. Ich ojciec zabił żonę i 14-letniego syna, sam popełnił samobójstwo.

19-letni Antoni wyszedł o 7:00 rano w środę do pracy. Był zatrudniony w miejscowości, oddalonej od Zabrzeży o 30-40 kilometrów. Nieco ponad trzy godziny później do gospodarstwa w Zabrzeży w odwiedziny do rodziców przyjechała jego siostra. To ona znalazła zakrwawione ciała braci. 14-latek nie żył, 27-latek był ciężko ranny w głowę.

Ranny początkowo został przewieziony do szpitala w Nowym Sączu, a stamtąd, jak się dowiadujemy, trafił do szpitala w Tarnowie. Jego stan jest nadal ciężki. Mimo że 27-latek jest przytomny, lekarze nie pozwalają jeszcze na jego przesłuchanie. To jedyny świadek tego, co stało się w tym domu - powiedziała w rozmowie z RMF FM Katarzyna Padło z małopolskiej policji.

To policjanci, którzy przyjechali do domu w Zabrzeży znaleźli w budynku gospodarczym ciała 46-letniej matki oraz 52-letniego ojca rodziny. Mężczyzna powiesił się. Prawdopodobnie leczył się psychiatrycznie. Wskazuje na to dokumentacja medyczna znaleziona przez funkcjonariuszy w domu.

Sąsiedzi mówią, że to normalna, wielodzietna rodzina. Rolnicy. Synowie najmowali się do pracy budowlanej - mówi kom. Katarzyna Padło - 14-letni Jacek, chodził do gimnazjum w Łącku. To jeden z najlepszych uczniów w szkole.  

Gospodarstwo, w którym doszło do tragedii, to zwykły dom z cegły z drewnianymi zabudowaniami, na skraju miejscowości. Dalej są już tylko pola i las. Sąsiedzi mogli nie widzieć, co działo się w środku.