Takiego wyroku w Polsce jeszcze nie było. Sąd w Radomiu ustalił, że mężczyzna, który zapożyczył się u lichwiarza, spłacił mu już o 300 tys. zł więcej niż powinien. To może być kolejny przełom w trwającej od wielu lat wojnie z udzielającymi „szybkich pożyczek” pseudoprzedsiębiorcami - donosi "Dziennik Polski".

Chodzi o sprawę pana Ireneusza, drobnego przedsiębiorcy z Grójca. Cztery lata temu komornik zajął cały majątek nieszczęśnika. Powód? Pan T., u którego Ireneusz pożyczył przed laty 45 tys. zł, żąda ponad... 3 mln zł odsetek. Mało tego: do obecnej kwoty "długu" dolicza 1 proc. dziennie, czyli 365 proc. rocznie. - Ireneusz oddał już lichwiarzowi kilkanaście razy więcej niż pożyczył, a nadal nie ma spokoju. Wszystko odbywa się pod osłoną prawa i tych, którzy mają bronić jego przestrzegania - mówi Władysław Żądłowski, który wygrał z lichwiarzem w Sądzie Okręgowym w Krakowie w oparciu o konstytucyjne "zasady współżycia społecznego". Nie mogąc się pogodzić z niesprawiedliwością, długo zabiegał o to, by radomski Sąd Okręgowy dopuścił go do sprawy pana Ireneusza. Skutecznie.

Kiedy ostatnio pojawił się na sali, doszło do przełomu: pod wpływem perswazji Żądłowskiego, który powołuje się na wyroki z Krakowa, sąd ustalił, że pan Ireneusz spłacił pożyczkodawcy o... ponad 300 tys. zł za dużo. - Logiczne, że zaraz wystąpiliśmy o zwrot całej nadpłaconej kwoty - wyjaśnia pan Władysław. W efekcie ofiara lichwiarza ma szansę nie tylko uwolnić się od rzekomego długu, ale i odzyskać większość pieniędzy zapłaconych przez lata.

Gdyby sąd faktycznie nakazał lichwiarzowi, by zwrócił ofierze nadpłaconą kwotę, byłby to kolejny przełom w trwającej od wielu lat w Polsce wojnie z udzielającymi "szybkich pożyczek". Mimo uchwalenia tzw. ustawy antylichwiarskiej, nadal pseudoprzedsiębiorcy brutalnie wykorzystują ludzką naiwność i niedoskonałości prawa.

Dziennik Polski