Na dzień przed wyborami na premiera w Izraelu przywódca konserwatywnej prawicy Ariel Szaron ma kilkunasto, a według amerykańskich sondaży nawet dwudziesto sześcio procentową przewagę nad Ehudem Barakiem. Barak stara się zabiegać o głosy jak może.

W apelu opublikowanym w dzienniku "Yediot Aharonot" podkreśla, że wybór premiera to w tym momencie dla Izraela wybór między wojną a pokojem. "Głosując pamiętajcie o jednym, nawet jeśli rząd popełnia jakiś tragiczny błąd, to giną wasi synowie a nie ministrowie" - napisał Barak. Z kolei Szaron, niemal pewny swego zwycięstwa po raz kolejny obiecał, że gdy obejmie stanowisko położy kres fali przemocy na terenach Palestyńskich. Dodał, że dopiero gdy przemoc ustanie wznowi negocjacje. Szaron dał również do zrozumienia, że będzie w nich nieugięty: "Moje nie oznacza nie, tak oznacza tak i nie ma żadnych niedopowiedzeń. Są też pewne granice których nigdy nie przekroczę". Szaron już zapowiedział, że nie przekaże Palestyńczykom między innymi kontroli nad Jerozolimą. Dla głównego palestyńskiego negocjatora Saeba Erekata zwycięstwo Szarona i realizacja jego programu może oznaczać tylko jedno: "To recepta na wojnę. Jeśli mamy wznowić proces pokojowy chcemy wznowić rokowania na etapie na jakim go przerwaliśmy. A w momencie gdy Szaron obejmie stanowisko i zacznie realizować swój program utrzymania kontroli nad pięćdziesięcioma procent Zachodniego Brzegu Jordanu, Wschodnią Jerozolimą i rozbudowy osiedli żydowskich, o jakim procesie pokojowym możemy mówić?".

Żołnierze głosowali wczoraj

W jednostkach wojskowych głosowanie rozpoczęło się już wczoraj. W pierwszej kolejności przy urnach pojawili się żołnierze i oficerowie, którzy zrobili sobie przerwę w manewrach. Na razie wiadomo tylko, że frekwencja wyborcza w wojsku jest bardzo wysoka, więc prawdopodobnie przekroczy 80 procent. Głosy wojskowych policzone zostaną wraz z innymi po zakończeniu wyborów w całym kraju jutro wieczorem. Tymczasem dowództwo armii ostrzegło, że Palestyńczycy mogą dokonać w najbliższym czasie kolejnych zamachów w centralnym Izraelu. Dlatego wojsko otoczyło ponownie wszystkie palestyńskie miasta na Zachodnim Brzegu choć blokada ta wydaje się raczej nieszczelna. Policja przewiduje, że przebieg wyborów zwłaszcza w skupiskach mniejszości arabskiej będzie zakłócany przez islamistów. Porządku w wyborczy wtorek pilnować będzie 15 tysięcy policjantów i żandarmów. Specjaliści od spraw bliskowschodnich twierdzą, że jutro cudu nie będzie. Wybory wygra najprawdopodobniej lider prawicowej partii Likud - Ariel Szaron. Według najnowszych sondaży przedwyborczych jego przewaga nad dotychczasowym szefem państwa - Ehudem Barakiem wynosi 20 procent. Oprócz głosów zwolenników Likudu Szaron może też liczyć na poparcie ugrupowań ortodoksyjnych Żydów. Z kolei Barak poprosił wczoraj o poparcie izraelskich Arabów.

Tymczasem islamskie ugrupowanie terrorystyczne Dżihad (Święta Wojna) zapowiedziało w przeprowadzenie w najbliższych dniach serii poważnych ataków na cele izraelskie. Zamachy mają być zemstą za zabicie jednego z działaczy Dżihadu (islamskiej świętej wojny), zastrzelonego przez patrol armii izraelskiej w Strefie Gazy. Islamska Dżihad jest odpowiedzialna za wiele aktów terroru, wymierzonych w izraelskie cele. Terroryści nigdy nie zaakceptowali strategii palestyńskiego przywódcy Jasera Arafata, opowiadającego się za negocjacjami z Izraelem.

14:00