Staranie się o miejsce dla dziecka w publicznym przedszkolu to prawdziwa droga przez mękę. W większości polskich miast miejsc w przedszkolach jest mniej niż dzieci. Zdesperowani rodzice, by zapisać swoje dziecko, uciekają się więc do forteli lub decydują się na znacznie droższe przedszkole prywatne.

W Faktach RMF FM sprawdzamy dzisiaj, z jakimi problemami borykają się rodzice w różnych miastach w Polsce. Temat wywołał gorącą dyskusję Słuchaczy RMF FM. Oto Wasze maile. Czekamy na kolejne!

Jestem mamą przyszłego przedszkolaka. Obecnie Maciek ma 3 lata i niestety o miejscu w przedszkolu w Słomnikach koło Krakowa możemy tylko pomarzyć. Dlaczego? Problem jest z dostępnością do tego przedszkola. Otóż okazuje się, że przedszkole to jest tylko dla miejscowych urzędników, nauczycieli i dzieci, które dziadkowie mogą przyprowadzić o 9. Przedszkole jest czynne od 7 do 16! Więc dla kogo to przedszkole jest? Pracuję w Krakowie właśnie od 7. Nawet jeśli zmieniłabym godziny pracy od 8 to i tak nie zdążyłabym odebrać mojego dziecko bo przedszkole jest zamykane o 16! Nie mam tutaj nikogo kto mógłby odbierać i zaprowadzać mi dziecko. Jestem samotną matką i niestety nas ratuje tylko przedszkole w Krakowie. I tu znów mamy pod górkę, bo żeby się do niego dostać musimy być zameldowani w Krakowie ponieważ gminy się nie dogadają co do kosztów. Podobnie jest ze żłobkiem... takiej instytucji w ogóle gmina licząca 13 tys. mieszkańców nie posiada. Budzę więc codziennie moje dziecko o 5 i zasuwamy po 30 km w jedną stronę.
Witam, chciałam zawrzeć jakiś pozytywny akcent w tej dyskusji. Otóż u nas w Tarnowie, tylko w tym roku powstają… dwa nowe przedszkola (jedno prywatne, drugie niepubliczne), a w miejscowości tuż obok, jeszcze w gminie Tranów trzecie. Więc nie jest chyba aż tak źle. Dużo zależny też od indywidualnego zaangażowania lokalnych władz, ich pomocy dla przedsiębiorców, którzy chcą tworzyć nowe miejsca edukacji przedszkolnej itd.
Moja żona od ponad dwóch lat wychowuje naszą córeczkę. Nie stać nas na opiekunkę, nie ma miejsc w żłobkach. Przedszkole mogłoby być szansą, by żona poszła do pracy. Taki był plan. Cóż z tego, skoro teraz nie pracuje, więc nasza córka nie dostanie tylu punktów, ile dzieci obojga pracujących rodziców? To jest błędne koło: by mogła zacząć pracę, córka musi iść do przedszkola, jednak by miała szanse się tam dostać, żona już wcześniej musi pracować. Czy jedyną możliwością jest rozwód? To się nazywa polityka prorodzinna, to się nazywa przeciwdziałaniem bezrobociu i aktywizacją zawodową kobiet?
W związku z dzisiejszymi informacjami o braku miejsc w przedszkolach chciałam przedstawić jak wygląda ta sprawa w moim mieście. Jestem nauczycielem w przedszkolu w woj. lubelskim. Każde przedszkole posiada swój statut, który określa m.in. zasady przyjmowania dzieci do przedszkola, gdzie w pierwszej kolejności przyjmowane są dzieci z terenu miasta. Problem zaczął się w momencie, gdy chętnych było więcej niż miejsc. Radni na czele z burmistrzem zdecydowali, że dzieci z terenów wiejskich będą przyjmowane, jeśli wójt gminy wyrazi na to zgodę. Wójt nie wyraża (sam nie ma dzieci) i jest mu wszystko jedno czy matka zrezygnuje z pracy, by siedzieć z dzieckiem w domu, bo jej dziecko nie będzie przyjęte do przedszkola. Zgodę wójta otrzymali tylko ci, którzy mieszkają na terenie, na którym nie ma przedszkola bądź oddziału przedszkolnego. Pozostali rodzice masowo zaczęli przemeldowywać się do miasta, by ich dziecko nie zostało usunięte lub by zostało przyjęte do przedszkola. Ja sama musiałam się przemeldować, gdyż jestem ze wsi, pracuję w mieście na zmiany np od 6 lub do 16, a przedszkole z mojego rejonu jest czynne od 8 do 15, więc nie mam możliwości przyprowadzania i odbierania z niego mojego dziecka. Proszę mi powiedzieć, gdzie jest prawo wyboru rodzica do miejsca edukacji dziecka i gdzie polityka prorodzinna?
Ja problem z przedszkolem miałam w zeszłym roku. Niestety córka nie dostała się do państwowego przedszkola w Lesznie nie z powodu braku przedszkoli tylko dlatego, że przedszkola przyjmują dzieci które mieszkają w okolicznych wioskach - rodzice pracują najczęściej w Lesznie. Tym sposobem rodzice dzieci mieszkających faktycznie w Lesznie nie mają ich gdzie posłać. Kiedyś jak była rejonizacja nie było z tym problemu, dzieci chodziły do przedszkoli przynależnych ich miejscom zamieszkania i nie było problemu.
W Krośnie Odrzańskim woj. lubuskie jest jeszcze lepiej ja byłam w ciąży i już zapisywałam dziecko do żłóbka, a do przedszkola jest jeszcze gorzej
Właśnie jestem w trakcie zapisania syna do przedszkola i wszędzie słyszę: nie ma miejsc. Ostatecznie po wielkich dyskusjach z mężem zdecydowaliśmy się na przedszkole prywatne, choć to bardzo mocno nadszarpnie nasz budżet ale nie mamy wyjścia. Oboje musimy pracować, do tego młode małżeństwa często spłacają kredyt aby mieć gdzie mieszkać no i my też do nich należymy. Prywatne przedszkole w Katowicach to koszt ok.1000 zł. A już najbardziej drażni mnie reklama "finansowania" upowszechniania edukacji przedszkolnej !!!!!!! A GDZIE TE PRZEDSZKOLA!!!!!??? gdzie mamy upowszechniać tą edukację!!!!????
Temat jest bardzo dobry - przyglądnijcie się systemowi rekrutacji z rozporządzenia. Wbrew deklaracjom rządu faktyczny obraz rekrutacji jest odwrotny od zamierzonego. Dziecko z "normalnej" rodziny, w przypadku gdy oboje rodzice pracują otrzymuje około 30-40 pkt przy rekrutacji. W przypadku wykazania, że rodzic samotnie wychowuje dziecko - od 170 do maksymalnej liczby punktów. Przy czym większość dzieci pochodzi z rodzin fikcyjnie rozbitych (związki pozamałżeńskie, fikcyjne orzeczenia separacji, dwa różne adresy zamieszkania rodziców, itp). Czysta patologia, bo przy takim systemie ani dzieci z "normalnych" rodzin nie mają szans, ani dzieci z rodzin faktycznie dysfunkcyjnych. Skala zjawiska jest ogromna, system nie promuje rodziny, jest przeciwskuteczny. A ponoć w tym kraju utrzymywana jest polityka prorodzinna...

Jeśli kiedykolwiek miałeś problem z zapisaniem swojej pociechy do przedszkola - napisz do nas! Do Twojej dyspozycji jest Gorąca Linia RMF FM.