Trwa dogaszanie pożaru, jaki nad ranem wybuchł w hotelu Belvedere w Zakopanem. Spłonęło około 800 metrów kwadratowych dachu. Ewakuowano 410 osób: gości oraz pracowników hotelu. Nikomu nic się nie stało. Nie wiadomo, kiedy będzie można wrócić do budynku.

Spłonęło sporo pokoi na poddaszu. Ich użytkowanie jest niemożliwe. Piętro niżej też ucierpiało, bo woda przesiąkała przez stropy. Nadal jest spore zadymienie na górnych kondygnacjach - powiedział nam Józef Galica, zastępca komendanta małopolskiej straży pożarnej.

Jak wyjaśnił, strażacy muszą pracować w maskach. To jest już faza dogaszania - dodał.

Goście hotelu zostali ewakuowani. Jak opowiadali naszemu reporterowi, wszystko przebiegało sprawnie, nie było paniki.

Podano komunikat, kazano wszystkim udać się do holu, a później do wyjścia ewakuacyjnego. Od razu podali, że czujniki wyczuły zagrożenie pożarowe. Wszyscy byli spokojni - relacjonowała nam jedna z ewakuowanych kobiet - Jeszcze w piżamie jestem, tyle co skarpetki udało się ubrać i sweter i uciekaliśmy.

Ewakuowani turyści na czas akcji gaśniczej znaleźli schronienie w pobliskich hotelach. Podano im tam gorące posiłki.

Goście hotelu zostali rozlokowali w innych zakopiańskich hotelach - wyjaśniła nam dyrektor hotelu Belvedere Izabela Szlachetka - Wszędzie obdzwanialiśmy, wszystkie zakopiańskie hotele, które jak wiadomo w tym świątecznym okresie mają pełne obłożenie, ale każdy znalazł po jednym, dwa pokoje, gdzie mogliśmy skierować naszych gości.

Szlachetka zapewniała: Nikt nie zostanie bez dachu nad głową. Wciąż nie wiadomo jednak, kiedy goście będą mogli wrócić do hotelu Belvedere.

Akcja jeszcze się nie zakończyła. Nie mamy zgody na wejście do tej części, która nie była zajęta pożarem. Goście nie chcą wyjeżdżać. Chcą kontynuować pobyt - mówiła nam dyrektor hotelu.

Pojawiło się kilka teorii na temat tego, co mogło wywołać pożar. Jedna z nich mówi, że ogień zaprószył nieostrożny gość, który zasnął z zapalonym papierosem. Równie prawdopodobny jest pożar od kominka lub zwarcie instalacji elektrycznej. Strażacy nie chcą jeszcze tego rozstrzygać.

Na miejscu pracuje już ekipa policyjna oraz inspektor nadzoru budowlanego.

(j.)