W Poznaniu trwają poszukiwania 26-letniej Ewy Tylman. "Na razie nic nie wskazuje na to, żeby zaginięcie miało związek z przestępstwem" - twierdzi wielkopolska policja. Wszystkie tropy prowadzą nad rzekę, ale wciąż nie wiadomo, co tam się stało. Policja ma ponad sto godzin filmów z monitoringu - dziesięć minut dzieli ostatni nagrany moment - kiedy zaginiona idzie w stronę Warty z kolegą z pracy - i kolejne ujęcie, gdy mężczyzna idzie w przeciwną stronę już sam.

Ewa Tylman zaginęła w nocy z 22 na 23 listopada. Wracała z klubu Mixtura z kolegą z pracy. Wcześniej bawili się na imprezie integracyjnej razem z innymi współpracownikami. Ostatni raz widziana była na ulicy Mostowej po godzinie 3. Ślad po kobiecie urywa się sto metrów od rzeki. W pobliżu miejsca, z którego pochodzą ostatnie nagrania z widoczną Ewą Tylman, po dziesięciu minutach inne kamery nagrały już samego znajomego zaginionej kobiety, z którym chwilę wcześniej szła ulicą Mostową.

Ten mężczyzna, który jej towarzyszył po wyjściu z restauracji, był przez nas przesłuchany, wielokrotnie z nim rozmawialiśmy, ale jego wyjaśnienia nie odpowiadają na pytanie, co w tym czasie mogło się wydarzyć w tym miejscu - mówił Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji.

Mężczyzna twierdzi, że nie pamięta, jak wrócił do domu.

Te szczegóły jeszcze podlegają naszej weryfikacji. Natomiast żeby kogokolwiek zatrzymać, wówczas muszą być ku temu podstawy - dodaje Borowiak. W tej chwili żadna informacja nie wskazuje na to, żeby zaginięcie pani Ewy miało związek z jakimkolwiek przestępstwem, a zatem nie ma podstaw do tego, żeby kogokolwiek zatrzymywać i stawiać mu zarzuty - mówi.

(abs)