Za nim już ponad 1100 kilometrów, do finiszu zostało ich 95. Przed Mateuszem Waligórą ostatnie 3 dni wędrówki wzdłuż Wisły, przez całą Polskę z południa na północ. Ta wyprawa ma pomóc w wyznaczeniu Szlaku Wisły, czyli najdłuższego szlaku pieszego w naszym kraju łączącego góry z morzem. Podróżnik minął już Grudziądz i idzie w kierunku Tczewa. "Teraz aż do samego końca, aż do ujścia w morzu będę poruszał się lewym brzegiem Wisły. Do celu powinienem dotrzeć w piątek wieczorem lub w sobotę rano" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem.

Michał Rodak: Grudziądz to kolejne miasto, które zostawiłeś za plecami. Dokąd udało Ci się dotrzeć wczoraj, we wtorek?

Mateusz Waligóra: Doszedłem do Bochlina. Tam nocowałem u moich przyjaciół, którzy prowadzą gospodarstwo agroturystyczne "Toskania Kociewska". Poznaliśmy się dosyć dawno, bo 3 lata temu. Miałem wtedy taki pomysł, aby razem z żoną i dwójką dzieci - wówczas młodszy syn miał rok, a starszy 3 latka - przejść przez Polskę pieszo. To był pierwszy raz, kiedy o tym pomyślałem, ale chciałem mieć w tej podróży coś ekstra. Tym czymś miał być... osioł. Chciałem przejść Polskę z osłem. Tak, wiem. Dzisiaj nawet mnie samemu ciężko w to uwierzyć. Wtedy szukaliśmy, gdzie takiego osła można pożyczyć, gdzie można się nauczyć czegoś o osłach. W ten sposób poznaliśmy Sarę i Arka. Bardzo barwne małżeństwo, z wieloma historiami - właśnie tutaj z Kociewia - do opowiedzenia. Przyjechaliśmy do nich, aby o tych osłach posłuchać i po dwóch dniach nauki już wiedzieliśmy, że to chyba nie jest najlepszy pomysł. Mimo wszystko w tę podróż wyruszyliśmy, ale wybraliśmy rowery zamiast osła. I dobrze się stało, bo to było najbardziej deszczowe lato, jakie ja pamiętam w swoim życiu, więc z osłem to byłoby prawdopodobnie niemożliwe i też może trochę niebezpieczne dla niego.

Teraz, po kilku latach, zobaczyliśmy się po raz kolejny. Tutaj mogłem spędzić noc, przeczekać te opady, które się zbliżały. Mają one trwać teraz przez cały dzień. Wczoraj rano, kiedy wychodziłem z Grudziądza, była tak gęsta mgła, że nawet nie tyle nie byłem w stanie dostrzec Starego Miasta, co nawet przechodząc na druga stronę rzeki mostem nie byłem w stanie zobaczyć samej Wisły. Czułem się tak, jakbym szedł w wielkiej, białej chmurze. Było to po części symboliczne przejście, bo przechodziłem przez Wisłę po raz ostatni w trakcie tej wyprawy. Już teraz aż do samego końca, aż do ujścia w morzu będę poruszał się lewym brzegiem Wisły.

Ostatnie dni wędrówki przyniosły jakieś zaskakujące wydarzenia i przygody czy to były spokojne, żmudne dni?

W trakcie ostatnich dni nie wydarzyło się nic spektakularnego. Byłem skupiony na tym, aby każdego dnia pokonywać zaplanowany średni dystans, który wynosi około 30 kilometrów. Dzięki temu jestem w stanie oszacować, kiedy mniej więcej zakończę swoją wędrówkę. Spotkań z ludźmi było dużo mniej. Już dawno to zauważyłem, że kiedy pogarsza się pogoda, to zamykamy się w domach, bierzemy to wszystko na przeczekanie i czekamy na ten czas, gdy znów wyjdzie słońce. Z tego też powodu tych spotkań jest coraz mniej, ale może to się jeszcze zmieni. Do Bałtyku powinienem dotrzeć w sobotę, więc jest jeszcze kilka dni. Może po tym załamaniu ta pogoda jeszcze się odmieni i uda mi się spotkać kogoś, kto podzieli się ze mną swoją historią związaną z Wisłą, bo te historie są dla mnie bardzo ważne. Wczoraj przechodziłem przez Kociewie. Leży ono na pograniczu województw pomorskiego i kujawsko-pomorskiego. W kilku wsiach po drodze miałem okazję podziwiać drewniane domy wybudowane tutaj wiele, wiele lat temu przez mennonitów, Olędrów, którzy przybyli tutaj z Holandii i Niemiec. To oni między innymi byli odpowiedzialni za po części regulowanie tego odcinka Wisły i doskonale radzili sobie z wylewaniem rzek. Oni bardziej patrzyli, jak funkcjonuje rzeka i potrafili się do tego dopasować, a niekoniecznie przekonywali sami siebie, że potrafią nad tą rzeką zapanować i zawsze wychodziło im to na dobre. Minąłem kilka cmentarzy mennonickich i najstarsze groby, które znajdowały się na tych cmentarzach, datowane były na XVII wiek. W Ameryce Południowej, w której przebywam najczęściej poza Europą, jeśli coś pochodzi z XVII wieku, to najczęściej jest jakimś spadkiem po Inkach albo już pochodzi z czasów poinkaskich i stanowi wielką sensację. W Polsce, w Europie to jest naturalne, że mamy całą masę artefaktów i zabytków datowanych na takie lata. Może nie zawsze zwracamy na to uwagę, a zdecydowanie warto.

Czyli jeszcze w tych ostatnich dniach pogoda pozwalała ci na pewne obserwacje okolicy.

Tak, wczoraj akurat pozwalała na obserwację w promieniu najbliższych 20 metrów, bo mgła utrzymywała się od samego rana do godziny 13, ale dziś będę skupiony tylko na tym, żeby bezpiecznie przejść zaplanowany odcinek i spróbować się nieco ogrzać wieczorem. To będzie mój ostatni biwak pod namiotem, bo w Tczewie pewnie zanocuję pod dachem i będzie to biwak z przytupem. Zresztą cały dzień będzie bardzo wymagający.

Ile kilometrów ci jeszcze zostało?

Przede mną jeszcze około 95 kilometrów marszu do celu.

Na ile dni to szacujesz?

Na 3 dni. Wydaje mi się, że tyle zajmie mi przejście tego odcinka i powinienem dotrzeć do celu w piątek wieczorem lub w sobotę rano.

Gdy tym razem rozmawiamy, brzmisz bardziej optymistycznie niż poprzednio, gdy się łączyliśmy. Ta wizja finiszu dodaje jeszcze energii?

Dobrze się maskuję. Tak naprawdę przeraża mnie to, co czeka mnie dzisiaj. 10 kilometrów będę musiał pokonać drogą numer 91. Tak zdecydowałem. To była decyzja uwarunkowana tym, że przechodzę na tę stronę rzeki i nie da się tej drogi ominąć. Myślę, że ten pierwszy odcinek, którym będę szedł od rana, to będzie dramat. Mam żółtą kamizelkę, kupioną na stacji benzynowej. Będę miał też czołówkę i wierzę, że te środki bezpieczeństwa poprawią moją widoczność na drodze. Ja wyglądam już tego celu, jestem już zmęczony. To jest taki czas, kiedy organizm potrzebuje już odpoczynku i to takiego nie trwającego kilka godzin albo całą noc, ale raczej kilka dni. Wiem, że po tych kilku dniach znów za Wisłą zatęsknię. Zatęsknię za marszem i znowu będę miał siłę, by iść, natomiast teraz moje ciało jest już bardzo zmęczone i ta wizja celu - już teoretycznie tak blisko, gdzieś na horyzoncie - na pewno tych sił mi jeszcze dodaje.