Ustawa o działalności lobbingowej za dwa miesiące ma trafić pod obrady rządu - szacują członkowie sejmowej komisji nadzwyczajnej opiniującej projekt. Jednak posłowie już teraz przyznają, że prace nad ustawą są niezwykle skomplikowane.

Posłowie próbują nie tylko zdefiniować słowo lobbing – choć to też bardzo trudna sprawa, ale starają się znaleźć pomysły, jak kontrolować poczynania lobbystów w parlamencie.

Członkowie sejmowej komisji nadzwyczajnej chcą stworzyć np. rejestr asystentów społecznych posłów. Taki spis jest potrzebnym, bo wielu lobbystów, aby w ogóle do Sejmu się dostać, zdobywa asystenckie legitymacje – przekonują. W tym rejestrze wskazywaliby źródła uzyskiwania innych dochodów, pracy na rzecz innych podmiotów - tłumaczy Kazimierz Dolniak z PO.

Ponadto – to już wdrożony pomysł – wszytskie trafiające do komisji sejmowych analizy przygotowane przez lobbystów powinny być specjalnie oznaczane. W ten sposób wiemy, kto chce nas do czego przekonać - mówi Ludwik Dorn z PiS. To też pewna forma kontroli. Dzięki temu – dodaje - został ograniczony taki bezczelny, chamski nacisk grup interesu na komisje sejmowe.

Niestety, od czasu Marka Dochnala słowo lobbing większości kojarzy się z nieuczciwymi interesami. Przypomnijmy, biznesmen fundował posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi apanaże, by załatwić dostęp do sektora energetycznego.

Jednak nie wszędzie lobbysta, lobbing to słowa bez znaku jakości. Pojęcie lobbingu przywędrowało do nas ze Stanów Zjednoczonych... i po drodze nabawiło się choroby. Za oceanem lobbing jest uznanym zawodem uregulowanym odpowiednimi przepisami prawnymi. Jak się lobbuje po amerykańsku, posłucha w relacji Grzegorza Jasińskiego: