Specjalna grupa policjantów bada okoliczności strzelaniny w krakowskim szpitalu im. Babińskiego i wciąż poszukuje zamachowca. "Dosyć sporo już wiemy. Teraz musimy przekształcić wiedzę operacyjną w wersję procesową, z którą będzie zapoznawał się prokurator, a w przyszłości być może sąd" - mówi w rozmowie z RMF FM rzecznik krakowskiej policji Mariusz Ciarka. Ujawnia, że funkcjonariusze biorą pod uwagę kilka wersji wydarzeń: od przypadkowego strzału po próbę zastraszenia lub przestępcze porachunki.

Za wcześnie jeszcze, by mówić, jaka wersja wydarzeń jest dominująca - przyznaje w rozmowie z RMF FM Mariusz Ciarka. Dodaje, że czynności na miejscu trwały bardzo długo i były przeprowadzane przez ekspertów z różnych dziedzin. Mamy troszeczkę utrudnione zadanie z przesłuchaniem świadków. Musimy uzyskać zgodę lekarzy i prokuratorów - dodaje.

Według nieoficjalnych informacji uzyskanych przez naszego reportera, 38-letniego Janusza K., pseudonim "Bokserek" odwiedziły w czwartek wieczorem trzy osoby. Dwadzieścia minut po ich wyjściu mężczyzna poszedł do toalety. Wtedy ktoś oddał do niego dwa strzały przez szybę. Kule kalibru 9 milimetrów utkwiły w ścianie. "Bokserek" nie został trafiony, ale na oddziale wybuchła panika.

Trzy miesiące temu Janusz K. został zatrzymany na lotnisku w Balicach. Na pokład samolotu próbował wnieść broń i ostrą amunicję. Kilka dni temu mężczyzna sam zgłosił się do szpitala na badania psychiatryczne i leczenie. Miał urojenia, że ktoś go śledzi. Dziś lekarze uznali, że jest zdrowy i wypuścili go do domu.