Pociąg osobowy Flirt, który wczoraj wykoleił się pomiędzy Katowicami a Tychami, tuż przed wypadkiem jechał 117 zamiast 40 km/h - wynika z pierwszych ustaleń. W miejscu wypadku trwa naprawa torowiska.

Mogę potwierdzić, że odczyt taśmy prędkościomierza dał wynik 117 km/h, tymczasem według wskazań semafora pociąg powinien jechać 40 km/h - mówi dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Katowicach Karol Trzoński. Jak zaznaczył do wykolejenia się pociągu doszło w rejonie, gdzie składy mogą rozwijać duże prędkości, do 120 km/h, ale pod warunkiem, że jadą prostym odcinkiem. Ten pociąg jechał w bok, po rozjazdach, czyli przechodził z jednego toru na drugi - wyjaśnił Trzoński.

Dyrektor dodał, że dopiero komisja powołana do zbadania okoliczności wypadku stwierdzi, czy to przekroczenie prędkości było przyczyną wykolejenia się pociągu. Maszynista, który prowadził Flirta, to pracownik Śląskiego Zakładu Aglomeracyjnych Przewozów Pasażerskich.

Po wykolejeniu Flirt zniszczył 300 m jednego toru i 50 m sąsiedniego, zerwał też sieć trakcyjną. Jak powiedział dyrektor Trzoński, służbom naprawczym udało się już ustawić Flirta na torach. Z pomocą ciężkiego sprzętu trzeba będzie wymienić prawie 400 betonowych podkładów. Jeden z torów powinien być otwarty jeszcze dziś. Do czasu usunięcia uszkodzeń pociągi są kierowane torem przez katowickie dzielnice: Kostuchnę i Murcki. Wydłuża to czas podróży z Katowic do Tychów co najmniej o kilkanaście minut.

Po wypadku pięć osób trafiło do szpitala z niegroźnymi obrażeniami.