W Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga ruszył proces 37-letniej Wiktorii Z. Kobieta podejrzana jest o usiłowanie zabójstwa swojej nowo narodzonej córki. Po urodzeniu zostawiła ją w plastikowej torbie w zaroślach na terenie przylegającym do ogródków działkowych przy ul. Głębockiej w Warszawie.

Podczas poniedziałkowej rozprawy Wiktoria Z. nie przyznała się do winy. Odmówiła też składania wyjaśnień. To był dla mnie szok. Nie chciałam zrobić swojemu dziecku krzywdy. Bardzo żałuję - powiedziała 37-latka. Kobieta mówiła, że pamięta dzień porodu. Mój partner Stanisław O. był w altanie, kiedy rodziłam. Prosiłam o pomoc, żeby zadzwonił po karetkę. Ale nie pomógł mi w czasie porodu - relacjonował.

Partner Wiktorii Z., który również był wysłuchany jako świadek podczas poniedziałkowej rozprawy, powiedział, że nie wiedział o ciąży. Nigdy mi nie powiedziała, że jest w ciąży. Gdyby powiedziała, to na pewno inaczej by się ta sytuacja skończyła. Poprosilibyśmy o pomoc panie z OPS-u - tłumaczył mężczyzna.

Ponad dwa promile alkoholu w organizmie w chwili zatrzymania


W trakcie rozprawy przesłuchani zostali także biegli z zakresu psychiatrii i psychologii. Według nich 37-latka jest uzależniona od alkoholu. "Wielokrotnie nadużywała alkoholu. Przebywała też 14 razy w Izbie Wytrzeźwień podczas ciąży" - mówili biegli. Jak przypomnieli, w chwili zatrzymania kobieta miała ponad dwa promile alkoholu w organizmie.

Według śledczych, kobieta na początku listopada ubiegłego roku urodziła dziecko, które później zostawiła na terenie przyległym do ogródków działkowych przy ul. Głębockiej w Warszawie. Oskarżona umieściła noworodka bez zaciśnięcia pępowiny w torbie plastikowej i porzuciła w zaroślach - poinformował PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Marcin Saduś.

Dziecko przypadkowo znalazł partner kobiety Stanisław O., który natychmiast zgłosił się do pracowników ochrony ogródków działkowych. Przybyła załoga pogotowia ratunkowego zawiozła dziecko do szpitala - podkreślił prokurator. Dodał, że dzięki niezwłocznej pierwszej pomocy oraz specjalistycznej interwencji lekarskiej, dziecko przeżyło.

Dziewczynką zajął się personel Szpitala Bródnowskiego, który dał jej na imię Zosia. Jak wtedy informował PAP rzecznik Szpitala Bródnowskiego Piotr Gołaszewski, od początku stan porzuconej dziewczynki był dobry.

Podczas przesłuchania Wiktoria Z. nie przyznała się do stawianego zarzutu i złożyła obszerne, sprzeczne wyjaśnienia. Początkowo kobieta usłyszała zarzut usiłowania dzieciobójstwa, który jest zagrożony karą do 5 lat więzienia.

"Miała lekceważące podejście do ciąży"


W toku śledztwa prokurator zmienił kwalifikację karną czynu i przedstawił 37-latce zarzut usiłowania zabójstwa. Z wyjaśnień kobiety wynika, że wiedziała o ciąży i nie skorzystała z pomocy, którą oferowały jej organizacje pozarządowe oraz instytucje kościelne. Natomiast, jak wynika ze zgromadzonych dowodów, oskarżona miała lekceważące podejście do ciąży oraz brak oznak troski o macierzyństwo - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

Za zarzucany czyn kobiecie może grozić nawet dożywocie. Kolejna rozprawa w tej sprawie została wyznaczona na 7 września.