Sąd Okręgowy w Słupsku skazał na dożywocie Macieja D. 20-latek został skazany za umyślne podpalenie kamienicy w Lęborku, a w efekcie za zabójstwo dwojga rodzeństwa swojej byłej dziewczyny oraz usiłowanie zabójstwa kolejnych czterech osób.

Maciej D. z gminy Nowa Wieś został skazany za zabójstwo dwóch osób i usiłowanie zabójstwa kolejnych czterech. Wszystkie, w tym jego była partnerka i córka, przebywały w jednym mieszkaniu, podpalonej w październiku 2018 roku przez 20-latka kamienicy w Lęborku. Zmarło rodzeństwo: 16-letnia dziewczyna i 13-letni chłopiec.

Sąd skazał w czwartek Macieja D. na łączną karę dożywotniego pozbawienia wolności. Orzekł 200 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Wioletty Wenig (pokrzywdzona zezwoliła na podanie danych osobowych), matki 16-letniej Agaty i 13-letniego Jana, którzy zmarli w wyniku obrażeń odniesionych w pożarze. Jej kilkuletni ciężko poparzony syn ma otrzymać 80 tys. zł. Na rzecz kolejnych sześciu osób pokrzywdzonych Maciej D. ma zapłacić odpowiednio po 7 tys. zł, po 4 tys. zł oraz 2 tys. zł.

Sędzia Agnieszka Pawlicka-Sikora, uzasadniając wyrok, mówiła, że 20-latek był chorobliwie zazdrosny o swoją partnerkę Darię Dynkiewicz (pokrzywdzona zezwoliła na podanie danych osobowych). Gdy ta od niego odeszła z ich dzieckiem i przeprowadziła się do matki do kamienicy przy ul. Pileckiego w Lęborku, Maciej D. wysyłał jej smsy z pogróżkami. Groził jej śmiercią, pobiciem, spaleniem, (...) szantażował ją, że sam się zabije - mówiła Pawlicka-Sikora.

Początkowo Maciej D. potwierdził, że podłożył ogień. Jak mówił, zrobił to pod drewnianymi schodami, gdzie była sterta śmieci. Potem wycofał się z tych wyjaśnień. Nie podpaliłbym swojej córki. Nie jestem zbrodniarzem - mówił na sali rozpraw Maciej D.

Sędzia Pawlicka-Sikora dodała, że zgodnie z ustaleniami biegłego z zakresu pożarnictwa, gdyby pożar trwał pięć minut dłużej, prawdopodobnie zginęłyby wszystkie przebywające w kamienicy osoby - w sumie 25 osób.

Sąd nie znalazł żadnej okoliczności łagodzącej. Promykiem byłoby szczere przyznanie się do winy, skrucha - mówił sędzia Jacek Żółć.

Wyrok jest nieprawomocny, przysługuje od niego odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku.