Palestyńczycy obchodzą dziś rocznicę ogłoszenia 12 lat temu w Algierze niepodległości przez Jassera Arafata. W Izraelu rosną obawy, że obchody te mogą być połączone z atakami na żydowskie osiedla w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu.

Premier Izraela Ehud Barak zwołał na dziś obrady specjalnego gabinetu ds. bezpieczeństwa, na których mają zostać ustalone sposoby reakcji na wypadek, gdyby bojówkarze Fatah kontynuowali ataki na żołnierzy i osadników. Nieoficjalnie wiadomo, że wojsko od dawna domaga się większej swobody manewru, jeśli chodzi o zwalczanie bojówek palestyńskich. Tymczasem po wizycie Baraka w Stanach Zjednoczonych okazało się, że istnieje mozliwość zwołania kolejnego szczytu bliskowschodniego zanim jeszcze Bill Clinton opuści Biały Dom 20 stycznia. Prawdopodobnie Barak chce porozumieć się jakoś z Atafatem i na tej podstawie ogłosić przedterminowe wybory w Izraelu. Już dziś sprawdzianem czy okaże się to możliwe będą palestyńskie obchody - jak to określono - "gniewu i niepodległości".

Bez złudzeń

Próbując powstrzymać falę zamieszek Izrael zacieśnia blokadę palestyńskich miast. Apele o przywrócenie pokoju, próby dyplomatycznego rozwiązania konfliktu na najwyższych szczeblach wydają się nie przynosić żadnych rezultatów. Premier Izraela Ehud Barak rozmawiał wczoraj o sposobach położenia kresu fali przemocy z sekretarzem generalnym ONZ Kofi Annanem. Z kolei palestyński przywódca Jasser Arafat wezwał państwo żydowskie do wywiązania się z przyjętych zobowiązań. "Musicie powiedzieć Barakowi, by w pełni wcielił w życie to, co zostało uzgodnione a następnie podpisane podczas szczytu w Szarm El Szeik" – mówił Arafat. Palestyńczycy podkreślają, że mają prawo bronić się przed izraelskimi atakami. Na ulicach palestyńskich miast wyraźnie widać, że ich mieszkańcy zdecydowani są za wszelką cenę kontynuować walkę, której celem jest niepodległe państwo palestyńskie ze stolicą we Wschodniej Jerozolimie. Tylko intifada jest środkiem do celu, do niepodległości - twierdzą zwykli ludzie oraz urzędnicy palestyńscy w Hebronie na Zachodnim Brzegu Jordanu. Po pobycie w tym mieście traci się złudzenia - pokoju nie będzie. Palestyński burmistrz Hebronu, Mustafa Abdel-Nabi, pytany czy intifada czyli antyizraelskie powstanie jest dla Palestyńczyków jedynym sposobem osiągnięcia ich celów, nie miał żadnych wątpliwości. "Nie ma żadnego sposobu. Mamy nadzieję, że Izraelczycy i izraelski rząd zostaną w końcu zmuszeni do podjęcia zdecydowanych kroków pokojowych. Tak jak w Libanie. Okupowali jego terytorium przez długi czas. W końcu zdali sobie sprawę, że przegrali i wycofali się" - mówił. Według burmistrza Hebronu podobny scenariusz powtórzy się w końcu na terenach palestyńskich: "w końcu zaczną poważnie traktować proces pokojowy a nie bawić się w rozmaite gierki, tak jak teraz". W Hebronie rządzą Palestyńczycy, a armia izraelska ochrania niewielką liczbę osadników żydowskich. Arabowie cały czas wspominają masakrę z 1994 roku, gdy jeden z osadników zastrzelił 29 osób modlących się w hebrońskim meczecie. Nie możemy żyć razem z Żydami – podkreślają Arabowie z Hebronu.

Starcia w tym regionie pochłaniają kolejne ofiary. Na przejściu granicznym Karni między Izraelem a Strefą Gazy zginął młody Palestyńczyk. Również w nocy wielokrotnie słychać było strzały. Z komunikatu izraelskiej armii wynika, że na Zachodnim Brzegu Palestyńczycy otworzyli ogień do mieszkańców osiedli żydowskich pod Ramallah, osiedla A-Ram na północ od Jerozolimy i w Hebronie.

Posłuchaj relacji specjalnego wysłannika radia RMF do Jerozolimy i Hebronu, Roberta Kalinowskiego:

11:30