Brak znajomości techniki gubi, oj gubi. Z najnowszych ustaleń funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych i Biura Kontroli, którzy pojechali do Opola, by zbadać sprawę tzw. seksafery w policji wynika bowiem, iż rozmowę byłego komendanta z kochanką nagrał... on sam - donosi dziennik.pl.

"Według nich to on sam, przed spotkaniem w swoim gabinecie z podwładną-kochanką, wbił kod "1111#" i tym samym uruchomił urządzenie do przeprowadzania telekonferencji" - informuje dziennik.pl.

Wiadomo więc, kto nagrał, ale nie wiadomo jeszcze, kto rozmowę ujawnił. Dostęp do niej miała cała kadra kierownicza w województwie i pracownicy techniczni, czyli grupa minimum kilkunastu osób...

Przypomnijmy: chodzi o 18-minutowe nagranie, które trafiło do redakcji "Nowej Trybuny Opolskiej". Gazeta napisała w czwartek, że komendant Leszek Marzec został potajemnie nagrany podczas rozmowy z wysoko postawioną oficer policji, a "w rozmowie pełnej zażyłości mieszają się wątki służbowe i obyczajowe".

Anonimowy informator płytę z nagraniem przesłał do redakcji pocztą. W liście dołączonym do płyty napisał m.in.: "przesyłam autentyczną, nagraną w listopadzie 2012 roku płytę, która ukazuje, w jaki sposób załatwia się sprawy w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Opolu".

Według gazety okoliczności mogą wskazywać na to, że rozmowa odbywa się w gabinecie komendanta. Jeszcze tego samego dnia komendant Marzec został odwołany przez ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza na wniosek komendanta głównego policji nadinsp. Marka Działoszyńskiego.

Jak napisał dzisiejszy "Fakt", były szef opolskiej policji Leszek Marzec, który od dziś jest już na emeryturze, będzie otrzymywał co miesiąc ponad 11 tys. złotych. Dostanie również 90 tys. złotych odprawy.

Dziennik.pl/Interia.pl