Niska frekwencja i szereg nieprawidłowości w pracach komisji wyborczych - tak można ocenić kończące się wybory parlamentarne w Gruzji. Głosowanie uważane jest za test przed zmianą władzy w roku 2005, kiedy to odejść ma wieloletni przywódca Eduard Szewardnadze.

Trzy godziny przed planowanym zakończeniem głosowania frekwencja wynosiła zaledwie 33,6 proc. Opozycja uważa, że władze celowo ograniczają liczbę głosujących. Struktury podległe władzom stworzyły różnego rodzaju przeszkody i proces głosowania idzie bardzo powoli. Dziesiątki tysięcy wyborców nie mogą wziąć udziału w wyborach. Godzinami stoją w długich kolejkach stwierdził współlider jednego z bloków opozycji Zurab Żwanija.

Ponadto opozycja oskarża władze o próbę fałszerstwa wyborczego. Wg niej dopuszczono się nadużyć przy sporządzaniu list wyborców. Sadzę, że w tych warunkach łatwo sfałszować wyniki wyborów. Boję się też, że w niektórych regionach - takich o szczególnym znaczeniu - władze kraju posuną się do sprowokowania zamieszek, przerwania głosowania, tak by potem unieważnić wybory - mówiła przewodnicząca parlamentu Nino Burdżanadze. To ją wymienia się najczęściej jako następczynię Szewartnadze.

Wstępne wyniki wyborów mają być znane jeszcze dzisiejszej nocy, ostateczne - w ciągu najbliższych dni.

21:45