Koszalińska policja ma ustalić, ile dokładnie pieniędzy zniknęło z uprowadzonego w piątek wieczorem auta firmy ochroniarskiej. W grę wchodzi co najmniej 520 tys. zł. Jak dowiedziała się nasza reporterka Aneta Łuczkowska, po oględzinach spalonego bankowozu śledczy ustalili, że złodzieje rozkodowali elektroniczny zamek i w ten sposób dostali się do wnętrza auta.

Śledczy zakładają, że auto firmy ochroniarskiej musiało być przez co najmniej kilka dni śledzone. Złodzieje sprawdzali, jaką trasą poruszał się konwojent i gdzie odbierał gotówkę. Wykorzystali optymalny do wykonania skoku moment: gdy tzw. bankowóz był już pełen gotówki, a ochroniarz poszedł do agencji pocztowej odebrać kolejną paczkę z pieniędzmi.

Przez weekend udało się przesłuchać w charakterze świadka pracownika firmy ochroniarskiej. Na dziś policja zaplanowała przesłuchania wszystkich, którzy przekazywali w piątek pieniądze konwojentowi, żeby dokładnie ustalić, ile padło łupem złodziei. 520 tys. złotych, które zniknęły z wnętrza bankowozu to tylko wstępne szacunki.

Śledczy zabezpieczają też monitoring na trasie skradzionego auta. O naocznych świadków zdarzenia może być trudno, w miejscu gdzie znaleziono podpalone dla zatarcia śladów auto mieszczą się same firmy. W weekend ich siedziby były zamknięte i nie można było przejrzeć, co nagrały kamery monitoringu.

Uprowadzony w piątek pojazd w weekend obejrzeli już biegli. Stwierdzili, że samochód został otworzony poprzez rozkodowanie elektronicznego zamka. Z zainstalowanych wewnątrz zabezpieczeń zadziałało tylko jedno, które wysłało do firmy ochroniarskiej alert o nieuprawnionym otwarciu pojazdu. Przedstawiciele firmy ochroniarskiej mają teraz pomóc śledczym ustalić, jak rabusiom udało się obejść zamontowane w bankowozie systemy alarmowe.

Zdarzenie z piątku wieczorem prokuratura zakwalifikowała wstępnie jako kradzież z włamaniem. Złodziei gotówki nie udało się dotąd zatrzymać.

Opracowanie: