Prezydent Robert Mugabe powinien podać się do dymisji - ogłosił po zakończeniu dwudniowych wyborów parlamentarnych przywódca opozycji w Zimbabwe, Morgan Tsvangirai.

Jednak prezydent Mugabe jasno dał do zrozumienia, że bez względu na to, kto zwyciężył, nie zamierza oddawać władzy sprawowanej od 20 lat. Jednocześnie lider rządzącej partii ZANU podkreślił, że nawet jeśli partia przegrała wybory to i tak powoła nowy rząd. Umożliwia to konstytucja, która daje prezydentowi uprawnienia do powoływania rządu.

Po zakończeniu wczoraj dwudniowego głosowania przewodniczący ekipy obserwatorów z ramienia Unii Europejskiej Pierre Schori stwierdził:

"Można powiedzieć, że ogólnie był wolny i uczciwy dostęp do lokali wyborczych. Jednak przemoc i masowe zastraszanie jakie poprzedziły samo głosowanie sprawiają, że nie można mówić o wolnych i uczciwych wyborach"

Odpowiedzialnością za polityczną przemoc Schori obarczył rządzącą partię prezydenta Mugabe. Przed wyborami rozpętana została kampania terroru, której celem było skłonienie ludności wiejskiej do poparcia prezydenta i jego partii. W zamieszkach do jakich dochodziło podczas zajmowania siłą farm należących do białych osadników przez bezrolnych weteranów walk o niepodległośc zginęło ponad trzydzieści osób.

Wiadomości RMF FM 7:45