MSWiA zaprzecza, by był spór między premierem Donaldem Tuskiem a szefem MSWiA, przewodniczącym komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej Jerzym Millerem w sprawie zamieszczenia nazwisk w raporcie. Dodaje, że zadaniem komisji nie było wskazanie winnych.

Według "Faktu", szef MSWiA chciał, by w raporcie końcowym polskiej komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy Tu-154M pojawiły się nazwiska osób odpowiedzialnych za zaniedbania. Zdaniem gazety było to przedmiotem sporu z premierem i powodem opóźnień w publikacji dokumentu.

Nigdy nie było żadnego sporu między ministrem Jerzym Millerem a prezesem Rady Ministrów. Jedynym oczekiwaniem premiera było wskazanie przez komisję wszystkich okoliczności i przyczyn, które 10 kwietnia ubiegłego roku spowodowały katastrofę w Smoleńsku - podkreśliła rzeczniczka resortu Małgorzata Woźniak, odnosząc się do tych doniesień.

Dodała też, że nieprawdziwe są informacje, jakoby Miller chciał ujawniać w raporcie nazwiska. W tego typu dokumentach nazwisk się nie podaje. Komisja nie wskazuje winnych, tylko ustala okoliczności i przyczyny wypadku lotniczego. Nie orzeka o winie czy odpowiedzialności poszczególnych osób - zaznaczyła.

Szef MSWiA jeszcze przed publikacją raportu wielokrotnie mówił, że nie znajdą się w nim nazwiska, ponieważ "komisja nie zajmuje się wskazywaniem winnych, a analizą faktów". Nazwisk nie ma też w liczącym ok. tysiąc stron protokole, na podstawie którego powstał raport. Ten dokument ma również być upubliczniony - mówią eksperci komisji.

Upubliczniony w miniony piątek raport końcowy z prac polskich ekspertów wskazuje m.in., że załoga Tu-154M chciała wykonać jedynie próbne podejście do lądowania, nie wykonała jednak automatycznego odejścia m.in. z powodu braków w wyszkoleniu w 36. specpułku. Komisja stwierdziła też, że piloci przewożący najważniejsze osoby w państwie nie ćwiczyli na symulatorach lądowania w skrajnie trudnych warunkach, przy wykorzystaniu systemu TAWS.

Eksperci podkreślili w dokumencie, że były braki w szkoleniu dotyczącym współpracy załogi pomiędzy sobą, czego efektem było to, że dowódca załogi był "nadmiernie obciążony". Wskazali również na nieprawidłowości w wyposażeniu lotniska i pracy rosyjskich kontrolerów - m.in. polska załoga mylnie była informowana, że jest na właściwej ścieżce i kursie.

Polska komisja pracował ponad 14 miesięcy. Swój raport przekazała premierowi 27 czerwca, wtedy też trafił on do tłumaczenia na język angielski i rosyjski.