Politycy znaleźli kolejny sposób na wyciąganie publicznych pieniędzy z Sejmu. Choć ministrom przysługuje służbowa limuzyna razem z kierowcą, którą opłaca podatnik, domagają się coraz więcej za paliwo do prywatnych aut. Rekordzistą jest minister zdrowia - stwierdza "Fakt".


Bartosz Arłukowicz, jak wynika ze sprawozdania za 2011 rok, na podróże swoim własnym samochodem wydał 5295 zł. Rok później - choć jak sam twierdzi bez reszty pochłaniają go obowiązki ministerialne - wydał już 27 321 zł, czyli ponad pięć razy więcej.

Przykład z szefa bierze Sławomir Neumann. Wydatki wiceministra zdrowia na korzystanie z prywatnego samochodu celach poselskich także wzrosły, do 35 103 złotych. Różnica w rozliczeniu bierze się stąd, że wcześniej dokładałem z własnej kieszeni. Za 2012 rok rozliczyłem się zaś z całych kosztów - tłumaczy Neumann w rozmowie z "Faktem". Zapewnia, że "jeździ dużo", a uważa "używanie służbowego samochodu z kierowcą za droższe od używania prywatnego samochodu".

Więcej od podatników na benzynę do własnego auta wyciągnął także wiceminister środowiska, Stanisław Gawłowski. W ciągu roku jego wydatki na poselskie podróże autem wzrosły o  11 tys. zł.

ug