Do końca tygodnia stołeczny łowczy usłyszy zarzuty w sprawie zastrzelenia łosia w Ursusie. 13 maja strażnicy miejscy zostali zawiadomieni, że łoś błąka się po ulicach miasta. Funkcjonariusze nie mogli sobie sami poradzić z rozwiązaniem tego problemu, wezwali więc łowczego z Lasów Miejskich. A ten od razu użył ostrej amunicji i zastrzelił zwierzaka.

Łowczemu postawiony zostanie zarzut o nieuzasadnione, czyli bezprawne zabicie łosia; chodzi o złamanie ustawy o ochronie zwierząt. Prokuratorów nie przekonały tłumaczenia, że łoś mógł być zagrożeniem, bo spacerował po osiedlu obok ruchliwej drogi, gdy Ursus ruszał do pracy. Śledzcy ustalili też, że łoś nie był agresywny.

Materiał dowodowy jest obszerny, a łowczego obciążają główne zeznania świadków. Mężczyźnie grozi grzywna lub maksymalnie rok więzienia. Zarzutów nie usłyszą natomiast inne osoby uczestniczące w akcji, czyli policjanci i strażnicy miejscy z „Ekopatrolu”.