W poniedziałek warszawscy policjanci spotkają się z mieszkanką Łodzi, by ustalić, kiedy i jak przekazać kobiecie pieniądze na naprawę szkód po pomyłce antyterrorystów. Pokrzywdzona pani Małgorzata szkody szacuje na 4 tysiące złotych.

Jesteśmy umówieni na spotkanie. Rozmawialiśmy z tą, nie było żadnych pretensji z jej strony. Tak więc myślę, że w najbliższym czasie ta sprawa znajdzie swój finał - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Pawłem Świądrem Maciej Karczyński z komendy stołecznej.

Do feralnej pomyłki doszło na początku marca. Zamiast do mieszkania 6c antyterroryści wtargnęli o poranku do lokalu numer 6. Z korytarza jest wejście do kilku mieszkań. Specgrupa wpadła do pierwszego mieszkania z numerem 6. Lokatorów obudziło walenie do drzwi. Potem był dźwięk tłuczonego szkła, a po ułamku sekund już dobijali się do moich drzwi - mówiła po zdarzeniu pani Małgorzata, która została zaatakowana przez policyjną specgrupę. Najgorszy był huk granatu. Chyba przez 5 minut nie słyszałam, co do mnie mówi jeden z policjantów. Jestem chora na serce, a to waliło mi tak, że myślałam, iż wyskoczy z piersi. Moja 16-letnia córka, która bała się, że coś mi się stanie, wbiegła do kuchni tuż po wybuchu granatu. Odłamkami ma poranione, poparzone stopy - dodała zbulwersowana kobieta.