W ciągu ostatniego roku w samej Łodzi organizacje charytatywne rozdały 360 tysięcy darmowych posiłków. Liczba ta systematycznie rośnie, bo coraz więcej osób odczuwa skutki kryzysu na własnej skórze.

W kolejce po darmowy posiłek - tego dnia grochówkę - ustawiło się półtora tysiąca łodzian. W kolejce stoją osoby starsze, ale i takie, które dopiero co przekroczyły pięćdziesiątkę. Przyszli po obiad, bo w domu nie mają z czego ugotować gorącego dania.

Starszy, schludnie ubrany mężczyzna pyta siostry rozdające zupę, czy będzie mógł liczyć na dokładkę. Siostra odpowiada, że dokładki będą - jeśli wystarczy dla wszystkich. Mężczyzna stojący w ogonku do parującego kotła przestępuje z nogi na nogę - widać, że jest głodny i już nie może doczekać się posiłku. 40 lat przepracowałem i od 4 lat mam zasiłek przedemerytalny, ale to są grosze - mówi jeden z oczekujących w kolejce. Chciałbym pracować, ale pracy nie ma żadnej. Dyskwalifikacja ze względu na wiek, bo mam 57 lat - dodaje.

Niedaleko stoi po grochówkę inny łodzianin. Szukam pracy, ale nie mogę jej znaleźć od 8 lat - wyjaśnia. Zadbana kobieta, na samą myśl, że musiała przyjść po darmowy obiad, zaczyna płakać. Usłyszałam na własne uszy, że powinnam zrobić miejsce młodszym, gdy starałam się o pracę - mówi łamanym głosem kobieta, która opiekuje się dwojgiem dzieci. Kiedy wracam do domu i zastanawiam się, co zrobić im zjeść, to przekracza wszelkie, normalne... granice - kobiecie łzy płyną po policzkach.

To nie są ludzie, którzy wybrali sobie lekkie, zabawowe życie w oparach alkoholu. To ludzie, którzy nie mają na chleb, bo nie mogą znaleźć pracy, chociaż chcieliby czymś się zajmować. Takich osób będzie przybywać, bo po skończeniu 50 lat wcale nie jest łatwo znaleźć pracę, a zobowiązania pozostają do zapłacenia - mówią pracownicy pomocy społecznej.

Pod względem zadłużenia Łódzkiem jest na 6. miejscu w skali kraju.