Deklaracja Warszawska zwieńczyła zakończone w Warszawie spotkania 100 ministrów spraw zagranicznych z całego świata. Dokumentu nie podpisała jedynie delegacja Francji tłumacząc, że spotkanie powinno być tylko forum dyskusyjnym.

Demokracja - ma dzisiaj swoich gorących orędowników, ale ma też swoich zagorzałych wrogów. Te linie podziału - to nic nowego. Na świecie są kraje które rządzą się demokratycznymi regułami i takie, gdzie tłumi się wszelkie tego typu aspiracje - państwa totalitarne, autorytarne. Ale wczoraj w Warszawie okazało się że świat jest bardziej skomplikowany, a linie podziału przebiegają inaczej niż to sie wydaje politologom. Przedstawiciele 106 krajów przyjęli tak zwaną "Deklarację Warszawską". W dokumencie czytamy między innymi, że wola ludu jest podstawą władzy rządu, każdy człowiek ma prawo do ochrony prawnej, do wolności myśli, sumienia i wyznania oraz do swobodnego zgromadzania się i stowarzyszania.

W deklaracji znalazły się także wskazówki, jak wspierać kraje, które dopiero dążą do wolności. Nie pojawiły się w niej zachęty do wprowadzania sankcji gospodarczych czy politycznych wobec państw, które nie respektują zasad demokracji. Tekst deklaracji przygotowały Polska, Czechy, Chile, Korea Południowa, Indie, Mali i Stany Zjednoczone (to te kraje były inicjatorami zwołania konferencji). Kilkustronicowa deklaracja zawiera zobowiązania zaciągnięte wzajemnie przez uczestników konferencji. Zapewniają oni, że przestrzegać będą norm demokratycznych, nie będą dyskryminować mniejszości, umożliwią powszechny dostęp do edukacji i służby publicznej, zagwarantują cywilną kontrolę nad armią oraz swobodę myśli, wyznania i zrzeszania. Uczestnicy konferencji zadeklarowali chęć wspierania procesów demokratyzacji oraz wspólnego zwalczania terroryzmu, korupcji i tzw. "prania brudnych pieniędzy".

Przedstawiciele Francji odmówili jednak podpisania dokumentu i w ogóle skrytykowali pomysł szefowej amerykańskiej dyplomacji Madaleine Albright utworzenia klubu państw demokratycznych. Szef francuskiej delegacji Hubert Verdine stwierdził, że demokracji nie można traktować jak religii i w związku z tym nie można na nią nawracać niewiernych. "Francuzi maja alergię na działania, w których podejrzewają amerykańską dominację" - tak o postawie Francuzów powiedział sieci RMF jeden z wysokich urzędników MSZ. Inni mówią nieoficjalnie, że Francja chce pozostawić sobie wolną rękę i swobodę działania na Bliskim Wschodzie.

Cytat

Demokracja to ustrój niedobry, ale najlepszy jaki do tej pory wymyślono
Winston Churchill
A czym według amerykańskiej sekretarz stanu Madeleine Albright miałby być "klub państw demokratycznych"? Nie oznacza to, na szczęście, stworzenia kolejnej zbiurokratyzowanej organizacji. Kliknij i posłuchaj relacji reportera RMF FM, Konrada Piaseckiego:

Konferencja "Ku wspólnocie demokracji" to największa międzynarodowa konferencją, jaką kiedykolwiek zorganizowano w Polsce.

Dzisiejszym gościem konferencji był sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych, Kofi Annan. W programie jego wizyty znalazło się także uroczyste otwarcie w Warszawie Centrum ONZ w Polsce. Prezydent Aleksander Kwaśniewski udekorował dostojnego gościa Krzyżem Wielkim Orderu Zasługi Rzeczpospolitej.

Na spotkanie w Warszawie nie zaproszono Chin, Iraku i Libii, gdyż - jak mówił szef polskiego MSZ Bronisław Geremek - kraje te nie spełniają "wstępnych i zasadniczych" kryteriów. Na konferencję nie zaproszono również Iranu, Korei Północnej, Kuby i Białorusi. Nie przyjechał też szef rosyjskiej dyplomacji, choć Rosja została oficjalnie zaproszona do Warszawy. Ostatecznie na czele delegacji z Moskwy stanął rosyjski ambasador w Polsce Siergiej Razow.

Z kolei w liście otwartym do uczestników konferencji organizacja Human Rights Watch wyraziła zdumienie, że na konferencję zaproszono "niedemokratyczne państwa" takie jak Tunezja, Jemen, Egipt, Burkina Faso, Azerbejdżan, Katar, Kenia czy Kuwejt.

W sumie w warszawskim spotkaniu wzięło udział około 2 tysięcy osób. Organizatorzy konferencji zapewniali, że większych problemów nie będzie, mimo tych obietnic warszawiacy mieli powody do narzekań. Okolice Sejmu były od czasu do czasu zamykane dla ruchu, obowiązywał na nich całkowity zakaz parkowania, zaś do domów sąsiadujących z budynkiem parlamentu mogli wchodzić tylko ludzie na stałe w nich zameldowani. Poza tym co chwila zamykane były ulice, którymi przejeżdżały kolumny dyplomatyczne. Gdyby nie policjanci, którzy ściągnęli posiłki nawet ze szkoły w Legionowie, przez okolice Sejmu nie sposób byłoby przejechać.

-----------------------------------

00:45