Źle się stało, są z tego powodu straty; cała sprawa powinna stanowić przestrogę dla wszystkich polskich polityków - tak o wypowiedzi marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego dla amerykańskiego portalu Politico mówił prezydent Bronisław Komorowski. W poniedziałek amerykański portal Politico napisał, że Rosja w 2008 roku usiłowała wplątać Polskę w inwazję na Ukrainę i przytaczał słowa Sikorskiego: "Chciał (Putin), żebyśmy uczestniczyli w podziale Ukrainy".

Bronisław Komorowski nie sprecyzował, jakie straty spowodowała wypowiedź Sikorskiego. Stwierdził tylko, że na pewno nie są to straty w obszarze polskiej polityki zagranicznej. To jest wypowiedź byłego ministra spraw zagranicznych a nie aktualnego i na dodatek jednak wycofana - mówił prezydent. Dodawał, że jego rolą jest teraz ograniczenie ewentualnych przyszłych strat np. w polityce bezpieczeństwa kraju. Stwierdził też, że cała sytuacja powinna być przestrogą dla polityków, którzy - jak podkreślił - będą prędzej czy później byłymi ministrami, marszałkami, prezydentami czy premierami. Jego zdaniem dobrym zwyczajem, przyjętym w wielu krajach, jest to, by o niektórych sprawach opowiadać szerzej przynajmniej parę lat po zakończeniu kariery politycznej, a nie w jej w trakcie. I to jest chyba zasada trudna do stosowania, ale warta polecenia - dodał, zaznaczając, że dotyczy to szczególnie polityki zagranicznej.

Sprawę wypowiedzi marszałka Sejmu dla portalu poruszono podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Jak poinformował prezydent, to szef Twojego Ruchu Janusz Palikot zadał pytanie w sprawie Sikorskiego skierowane do premier Ewy Kopacz bądź szefa MSZ Grzegorza Schetyny. Palikot - mówił prezydent - pytał o to, czy była jakaś reakcja strony ukraińskiej na wypowiedzi marszałka Sejmu oraz jego późniejsze wyjaśnienia. Odpowiedzi - jak relacjonował Komorowski - udzielił minister spraw zagranicznych, który powiedział, że żadnej takiej reakcji nie było.

Komorowski poinformował, że żadnych dodatkowych pytań, kierowanych do Sikorskiego nie było. Prezydent podkreślił też, że nie widzi powodu, by zamieniać RBN w organ omawiający wszystkie wypowiedzi publiczne ważnych funkcjonariuszy państwowych.
 
Pytany o zarzuty części opozycji, która podnosiła, że Polska zostawiła Ukrainę na pastwę Rosji, Komorowski odpowiedział: "To jakiś nonsens, kompletny nonsens". Nigdy bardziej niż przez ostatnie lata, także lata, gdy ministrem spraw zagranicznych był pan Radosław Sikorski, nigdy nie było intensywniejszej pracy na rzecz powiększenia szans Ukrainy w jej dążeniu do świata zachodniego - ocenił. 

Amerykański portal Politico napisał, cytując Sikorskiego, że w 2008 roku podczas wizyty Donalda Tuska w Moskwie, ówczesny premier Rosji Władimir Putin miał proponować szefowi polskiego rządu udział w podziale Ukrainy. Później marszałek Sejmu przyznał w rozmowie z portalem wyborcza.pl, że nie był świadkiem rozmowy Tusk-Putin, ale dotarła do niego "taka relacja". Stwierdził przy tym, że jego słowa zostały przez dziennikarza "Politico" "nadinterpretowane". Sikorski był również o amerykańską publikację pytany na wtorkowej konferencji prasowej w Sejmie - tam jednak odmówił odpowiedzi na pytania dziennikarzy i odesłał do wywiadu dla portalu "GW".

Za zachowanie marszałka Sejmu na konferencji przeprosiła wczoraj premier Ewa Kopacz. Podkreśliła, że "nie będzie tolerować tego typu standardów; zapowiedziała, że prawdopodobnie jeszcze we wtorek będzie rozmawiać z Sikorskim i przekaże mu "swoją opinię w tej sprawie". Wieczorem marszałek zwołał kolejną konferencję w Sejmie, gdzie powiedział, że w sprawie przebiegu rozmów w Moskwie "zawiodła" go pamięć. Po sprawdzeniu okazało się, że w Moskwie nie było spotkania dwustronnego premier Tusk - prezydent (Władimir) Putin - powiedział Sikorski.

(mpw)