​"Przeładowanie programu nauczania dla uczniów 7 klasy. To teraz największy problem wynikający z reformy edukacji" - ocenia Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta Gdańska odpowiedzialny za szkolnictwo. Jak mówi, to nie jest wina samorządów, a nieprzemyślanej podstawy programowej przygotowanej przez ekspertów resortu edukacji. O te problemy pytaliśmy po wczorajszym wywiadzie w RMF FM z szefową MEN Anną Zalewską.

We wczorajszym wywiadzie w RMF FM Anna Zalewska przekonywała, że "dwuzmianowość, przepełnienie, szczególnie w dużych miastach, to nie jest wynik reformy". Powinniśmy zająć się tym razem z samorządami w ciągu kilku następnych lat. To jest nasza wspólna sprawa mówiła szefowa MEN w środę w Porannej rozmowie. 

Na pierwszy plan problemów wysuwa się zbyt obszerny program nauczania dla siódmej klasy. 3 lata nauki z gimnazjum trzeba bowiem przeprowadzić w 2 lata, to jest w siódmej i ósmej klasie. Dlatego - jak tłumaczy Piotr Kowalczuk siódmoklasiści muszą pracować bardzo intensywnie. 

Jest to po 7-8 godzin zajęć dziennie. Często pracują tak samo dużo, jak ich rodzice w pracy. Ale jest to konsekwencja tylko nieprzemyślanej podstawy programowej, którą zaoferowali eksperci - tak zwani - pani minister Zalewskiej. Co więcej, właściwie nie ma ciągłości programu, bo uczniowie w 7 klasie mają to, co kontynuują z dawnej 5 klasy. Także jest to wszystko bardzo mocno poszatkowane - mówił RMF FM wiceprezydent Gdańska.

Są także problemy z etatami dla nauczycieli. Wielu z nich nie chce brać cząstek godzin w różnych szkołach, bo nie chcą do nich dojeżdżać. Wiceprezydent Gdańska przyznaje jednak, że nie jest to w Gdańsku główny problem. Jego skala dużo większa jest w małych gminach. 

Są jednak kłopoty z pracą dla nauczycieli, zwłaszcza tych z dawnych gimnazjów. Samorządowiec wprost mówi o ogromnej skali zwolnień w tej grupie nauczycieli: 50 z nich poszło na emerytury, 17 odeszło z zawodu, dla prawie 200 po prostu nie było już pracy, kolejnych 270 wybrało na tak zwane urlopy dla poratowania zdrowia. 

Skala jest ogromna. To są też ogromne koszty. Ja nie odbieram nauczycielom prawa do urlopu zdrowotnego, ale wiem też, że większość tych osób idzie na urlop tylko dlatego, aby uratować etat kolegi czy koleżanki, żeby rotować to, co się dzieje - mówił Piotr Kowalczuk. Jego zdaniem problemem reformy nie są samorządy, a sama minister edukacji.

(ph)