Oszukani klienci biura podróży Alfa Star muszą błyskawicznie sprawdzić datę podpisania umowy turystycznej. Od tego zależy, czy w ogóle odzyskają jakiekolwiek pieniądze. Część klientów ma zaledwie dwa tygodnie na złożenie wniosków do Urzędu Marszałkowskiego. Tymczasem do urzędu napływa coraz więcej sygnałów od turystów Alfa Star, którzy utknęli za granicą. Na przykład ci, którzy mieli beztrosko wypoczywać w Egipcie, wypraszani są z hoteli.

Oszukani klienci biura podróży Alfa Star muszą błyskawicznie sprawdzić datę podpisania umowy turystycznej. Od tego zależy, czy w ogóle odzyskają jakiekolwiek pieniądze. Część klientów ma zaledwie dwa tygodnie na złożenie wniosków do Urzędu Marszałkowskiego. Tymczasem do urzędu napływa coraz więcej sygnałów od turystów Alfa Star, którzy utknęli za granicą. Na przykład ci, którzy mieli beztrosko wypoczywać w Egipcie, wypraszani są z hoteli.
Turyści upadłego biura podróży Alfa Star na lotnisku w Pyrzowicach /Andrzej Grygiel /PAP

Czasu jest mało, bo najstarsza gwarancja ubezpieczeniowa, którą pokazało biuro Alfa Star, wygasła 16 września ubiegłego roku. Zgodnie z przepisami, turyści mogą składać wnioski o zwrot pieniędzy przez rok od wygaśnięcia ubezpieczenia, które ich chroniło. Decyduje data podpisania umowy kupna wycieczki.

Ci turyści mają już tylko 15 dni na złożenie dokumentów.

Mają najmniej czasu, ale za to największe szanse na odzyskanie wszystkich pieniędzy. To będzie zapewne kilkanaście - kilkadziesiąt osób podlegających pod ubezpieczenie wynoszące 25 milionów złotych. I nie można tych pieniędzy wykorzystać, by zaspokoić roszczenia pozostałych turystów. Oni będą korzystać z dwóch pozostałych ubezpieczeń.

W weekend - po ogłoszeniu bankructwa - za granicą utknęło ponad 1,5 tysiąca klientów firmy. Blisko 2 tysiące osób nie zdążyło natomiast wyjechać na opłacone wczasy.

W tej chwili Mazowiecki Urząd Marszałkowski pilnie poszukuje samolotu, by jeszcze dziś ściągnąć wszystkich klientów Alfa Star z Egiptu. Tam sytuacja turystów biura - bankruta jest najpoważniejsza. Są wyrzucani w pokojów albo hotelarze żądają pieniędzy o Polaków. Jak ustalił reporter RMF FM, to ponad 320 osób.

Stu turystom z Szarm el-Szejk dziś kończy się pobyt i  mają zapewnione miejsce w popołudniowym samolocie do kraju. Problem jest z ponad dwa razy większa grupą z Hurghady. Okazało się, że w prawie żadnym hotelu nie mają opłaconych noclegów. I urzędnicy obawiają się, że powtórzy się sytuacja  - zabieranie paszportów albo wypraszanie z pokojów.

Urząd Marszałkowski próbuje jeszcze dziś wyczarterować samolot, by zabrać jak największą grupę z Hurghady a resztę w najbliższych dniach sprowadzać samolotami rejsowymi.

Na pewno dziś - poza grupą z Szarm el-Szejk - wrócą jeszcze 64 osoby z Korfu, 50 z Rodos i kilka osób z Hiszpanii. Za granicą pozostanie wtedy jeszcze około 400 osób.

(j.)